- Przede wszystkim trzeba wytrzymać ciśnienie. Wiem, że w chwilach przedłużającego się kryzysu kibice piłkarscy są "żądni krwi" i to normalne pod każdą szerokością geograficzną, ale musimy zachować spokój. Walka o powrót do Ekstraklasy to raczej maraton, a nie sprint - powiedział Prezes Ruchu Chorzów
Seweryn Siemianowski, z którym porozmawialiśmy o m.in. o sytuacji i formie drużyny Niebieskich, a także o pozycji trenera Dawida Szulczka.
Po bardzo dobrej końcówce rundy jesiennej apetyty na awans - nawet bezpośredni - zostały mocno rozbudzone, jednak wiosną w siedmiu meczach drużyna zdobyła tylko trzy punkty i w efekcie znalazła się poza strefą barażową. Strata do szóstej w tabeli Wisły to już sześć "oczek".
Seweryn Siemianowski: - To prawda. O apetytach na awans mówiliśmy głośno. Nie baliśmy się tego. Co mieliśmy mówić, zimując na 4. miejscu ze stratą 6 punktów do czołowej dwójki, mając za sobą 7 zwycięstw na przestrzeni 8 kolejek, a w perspektywie 10 domowych meczów w rundzie rewanżowej? Oczywiście - teraz ktoś może nam to wyciągać i mówić, że było to zbyt zuchwałe. Nie uważam jednak, by to był powód naszych problemów - ani też przejaw pychy czy arogancji, tym bardziej że Ruch nie jest w pierwszej lidze krezusem, a podobny cel komunikowało wiele klubów. Mamy trybuny Stadionu Śląskiego do zapełniania, co stanowi ważną pozycję naszego budżetu, dlatego musimy być ambitni. Ta ambicja - nie mylić jej z brakiem pokory - cechowała nas też wcześniej w "Czasie Odbudowy", gdy jako beniaminek robiliśmy awans w drugiej i pierwszej lidze. Dlatego niedziwne, że głośno mówiliśmy o naszych marzeniach także tym razem. I tych marzeń nie porzucamy - pamiętamy przykłady pierwszoligowców takich jak Górnik Łęczna, Puszcza Niepołomice czy - z ostatniego roku - Motor Lublin, które awansowały z drugiego szeregu, po barażach. Wiem, że teraz trudno o tym mówić, trudno przyswajać takie słowa, ale nic nie jest jeszcze stracone. Działamy i pracujemy nad tym, by dać sobie jeszcze w tym sezonie szansę, a jeśli nie, to przystąpić do kolejnego w pierwszej lidze stabilniejsi i silniejsi.
Czy Ruch ma pomysł na wyjście z kryzysu i powrót na zwycięską ścieżkę?
- Odpowiadając w skrócie: tak. Przede wszystkim trzeba wytrzymać ciśnienie. Wiem, że w chwilach przedłużającego się kryzysu kibice piłkarscy są "żądni krwi" i to normalne pod każdą szerokością geograficzną, ale musimy zachować spokój. Walka o powrót do Ekstraklasy to raczej maraton, a nie sprint. Spójrzmy, kto w ostatnich latach tuż po spadku od razu awansował do Ekstraklasy. W ostatnich 10 sezonach udało się to bodaj tylko trzem klubom. Inni, nawet o zasobniejszych portfelach niż dziś Ruch, potrzebowali na to więcej czasu albo grają tu od lat, próbują, inwestują - a jednak nie wychodzi. Pierwsza liga się zmienia, rośnie, widać to również po infrastrukturze. Te rozgrywki są coraz silniejsze, coraz bardziej wymagające. To nie jest szukanie usprawiedliwień, tylko nakreślenie realiów, w których działamy.
Mimo ostatnich słabych wyników pozycja trenera Dawida Szulczka nie jest zagrożona?
- Ucinając: nie ma tematu zmiany trenera. Dawid Szulczek ma nasze zaufanie i plan na wyjście z tej trudnej sytuacji. Kibice tuż przed ostatnim meczem z Tychami też wyrazili swoje poparcie. Wraz z pionem sportowym pracujemy, diagnozujemy problemy i mamy wiele zbieżnych spostrzeżeń. Działamy, by zawalczyć jeszcze o ten sezon i już pracować nad kolejnym. Trener Szulczek i jego sztab jest oczywiście zaangażowany w proces transferowy.
W dyskusjach mediów i kibiców coraz częściej pojawia się możliwość powrotu Waldemara Fornalika.
- Niezwykle cenimy i szanujemy Waldemara Fornalika. Jest zawsze mile widziany na naszych meczach, jakiś czas temu został mu przyznany tytuł Ambasadora Ruchu, osobiście wręczałem zresztą trenerowi tę statuetkę. Wiemy, jak wiele dokonał z Ruchem jako piłkarz i trener, jakie miał sukcesy po odejściu z Cichej. To nasza legenda. Powtórzę jednak, że w tym momencie ważny kontrakt i nasze zaufanie ma Dawid Szulczek. Tak jak nie wynosiliśmy go w klubie pod niebiosa jesienią, tak nie skreślamy teraz.
Jakie są powody tak słabej dyspozycji zespołu?
- Wiem, że kibice oczekują jednoznacznej i konkretnej odpowiedzi, ale jak zwykle w przypadku tego typu pytań nie jest to proste. Tak samo, jak wyjaśnienia, dlaczego jesienią szło - a nie idzie wiosną. Rozmawiamy o tym, mamy świadomość naszych bolączek. Zdaję sobie sprawę, że większość z nas nie chce już gadania, słuchania - tylko gry i po prostu zwycięstw, bramek, punktów, przełamania. Trochę przypomina mi się sezon 2021/22. Wtedy, w drugiej lidze, też mieliśmy wiosną ciężki moment i serię meczów bez wygranej, bez zdobywanych bramek. Niektórzy wtedy w nas zwątpili, pojawiały się nawet zarzuty, że nie chcemy awansować. Wszyscy w klubie byli wtedy razem, ciągnęliśmy wózek w tę samą stronę, mieliśmy wsparcie trybun. Krok po kroku wyszliśmy z dołka, a sezon zakończył się zwycięstwem 4:0 z Motorem w finale baraży o pierwszą ligę.
Co świadczy o tym, że teraz historia mogłaby się powtórzyć?
- Wiem, że z trybun wygląda to dziś inaczej, że złość i rozczarowanie kibiców są zrozumiałe, ale wiele twardych danych wskazuje, że wcale nie jest z naszą grą tak źle, jak pokazuje to tabela i wyniki. Wiosenny bilans goli oczekiwanych strzelonych i straconych jest równy. Straciliśmy jednak 12 bramek, a strzeliliśmy tylko 3. To pokazuje, że zawodzimy w decydujących momentach, pod bramką swoją albo rywali, kiedy w grę wchodzą też inne czynniki niż sama jakość piłkarska. Mecz z Tychami był przez zespół najbardziej wybiegany spośród wszystkich w tej rundzie. My się wiosną pozytywnie nie napędziliśmy, nie nakręciliśmy. W poprzednim sezonie w pierwszej lidze, 2022/23, drużyna przepychała wiele meczów, w których wręcz nie zasługiwała na punkty, ale była na wznoszącej. Przede wszystkim mentalnie. Teraz dzieje się coś odwrotnego - ale w piłce nic nie trwa wiecznie. Jesienią mniej więcej w analogicznym momencie rundy zaczęliśmy seryjnie punktować. Z rywalami, z którymi zagramy do końca sezonu, zdobyliśmy 15 punktów. Powtarzając teraz taką liczbę, skończylibyśmy rozgrywki z 52 punktami. W ostatnich latach taki dorobek zwykle gwarantował udział w barażach.
W komentarzach co jakiś czas pojawiają się plotki o zaległościach w wypłatach. Jak się pan do tego odniesie?
- Dochodziły do mnie w trakcie tej rundy głosy, że być może gorsze wyniki są spowodowane poślizgami w płatnościach względem zawodników. Wszelkie takie plotki czy komentarze w social mediach bolą i nie mają nic wspólnego z prawdą. Obejmując prezesurę w klubie, za punkt honoru postawiłem sobie pilnowanie tej kwestii i od 2020 roku, gdy wychodziliśmy z największego zakrętu, nieprzerwanie się z tego wywiązujemy. Nie mamy wobec pracowników czy drużyny żadnych zaległości. Klub funkcjonuje wiosną tak, jak funkcjonował jesienią. Redukujemy zadłużenie spółki. Duża jego część została skonwertowana na akcje - zgodnie z planem restrukturyzacyjnym. Część spłacamy w ratach kwartalnych. Ten proces będzie trwał przez 5 lat i nie jest zagrożeniem dla bieżącej płynności finansowej.
Do końca sezonu pozostało jeszcze osiem meczów, w których do zdobycia są 24 punkty. Jakie aktualnie są cele Ruchu?
- Nie powiem niczego odkrywczego: walka o 3 punkty w każdym najbliższym meczu, odzyskanie zaufania kibiców i nadzieja, że ten sezon jeszcze potrwa dla nas dłużej niż przez 8 kolejek, jakie zostały. Głęboko wierzę, że już po tym tygodniu będziemy w lepszych humorach. Zasługują na to przede wszystkim kibice. Zdajemy sobie sprawę, jak wielu z Was na mecze z Wisłą czy Legią przyprowadziło znajomych, namówiło do wizyty na Stadionie Śląskim kogoś bliskiego, a spotkało się z takim rozczarowaniem. W piłce czasem trzeba drobnego impulsu, by karta odwróciła się o 180 stopni. Nie składamy broni, pracujemy, wspieramy też inne nasze zespoły. W niedzielę awans do Ekstraklasy mogą przypieczętować futsaliści, a juniorzy starsi zaczęli wiosenną walkę o Centralną Ligę Juniorów od czterech zwycięstw. Sezon po spadku nigdy nie jest łatwy, ale jeszcze nic nie jest stracone. Nie takie trudności jako społeczność Ruchu pokonywaliśmy.
To oczywiście przede wszystkim pytanie do włodarzy miasta, ale co jako prezes Ruchu może powiedzieć pan o temacie stadionu przy Cichej?
- Jako klub ściśle współpracujemy w tym temacie z miastem. Odbywamy cykliczne spotkania z przedstawicielami Urzędu Miasta, spółki ADM Serwis, MORiS-u. Przekazaliśmy swoje uwagi, przygotowaliśmy wkład do programu funkcjonalno-użytkowego, sugerując, o czym warto pomyśleć i co byłoby pomocne, aby powierzchnia nowego stadionu była możliwie najbardziej funkcjonalna. Jak wszyscy wiemy, ogłoszony został przetarg na rozbiórkę głównej trybuny. Przygotowujemy się do wyprowadzki z tej części obiektu. Będzie to nostalgiczny moment, mam nadzieję, że będzie nam dane przeżyć go razem z kibicami i będziemy wtedy w lepszych nastrojach niż obecnie.
Rozmawiał: Neo (Niebiescy.pl)