Skrobacz: "Interesowaliśmy się obcokrajowcami. Chcieliśmy..." |
- Data: 20.07.23; 20:08 Dodał: Neo
- Marzenia fanów Ruchu są daleko idące, oczekiwania są ogromne, ale na dłuższą metę trudno mi z tym polemizować. Kibic zawsze będzie marzył i oczekiwał wielkich rzeczy. Mówimy o rzeszy ludzi, która za ten klub oddałaby wszystko. Ruch jest jedną z legend polskiego futbolu, wielu pamięta jeszcze okres świetności tego klubu, dlatego tym bardziej trudno im było zaakceptować wydarzenia z ostatnich lat i przejść nad nimi do porządku dziennego - mówi trener Niebieskich Jarosław Skrobacz, który udzielił wywiadu portalowi weszlo.com. Prezentujemy wybrane fragmenty.
Prezes Seweryn Siemianowski nie ukrywał po awansie, że klub będzie chciał stawiać na Polaków, najlepiej związanych z regionem, mających śląski charakter. Rozumiem, że w tym względzie nie było żadnej polemiki z prezesem?
- Zawsze powtarzałem, że musisz ściągać zawodników pod profil, który stworzyłeś. W każdym klubie powinno to tak działać. Pozyskaliśmy kilku piłkarzy, którzy już w Ruchu grali. Znamy ich wady i zalety, były to przemyślane ruchy. W większości przypadków nasi nowi zawodnicy mają jeszcze coś do udowodnienia w Ekstraklasie i będą chcieli się pokazać na tym poziomie. Tej teorii może Filip Starzyński, mający ponad 300 spotkań w elicie. Ktoś powie, że już mu się nie będzie chciało, że nasycił się tą ligą, ale po naszych rozmowach z nim jestem optymistą. Możliwe, że właśnie potrzebował zmiany, bo był kilka lat w jednym środowisku. Liczę, że ta odmiana, powrót blisko swojego miejsca zamieszkania, do miejsca, które już zna, sprawi, że zobaczymy Filipa z ogromną chęcią do gry. Jestem przekonany, że bardzo nam pomoże.
No właśnie, większość waszych letnich nabytków potencjalnie dopiero ma przed sobą sezon życia w Ekstraklasie. Wiktor Długosz, Juliusz Letniowski czy Dominik Steczyk niby już rozegrali w granicach pięćdziesięciu meczów, ale mocniej nie zaistnieli.
- Dokładnie. Każdy z tych chłopaków ma coś do udowodnienia - sobie i być może też poprzednim pracodawcom. To nie są zgrane karty, wiekowi zawodnicy. Często wręcz przeciwnie. Jest duża szansa, żeby to odpaliło. Najważniejsze, żebyśmy dobrze funkcjonowali jako zespół. Nawet ci z potencjałem na indywidualne popisy, jak Filip czy Julek, wiedzą, że przede wszystkim muszą się odpowiednio wkomponować do całego mechanizmu.
Wyniki meczów Ruchu Chorzów
Kandydatury obcokrajowców wykluczaliście czy po prostu nikogo nie udało się zakontraktować?
- Interesowaliśmy się takimi zawodnikami. Chcieliśmy Joana Romana, ale tutaj szybko okazało się, że nas na niego nie stać. Mieliśmy na celowniku Borję Galana z Odry Opole. Był chętny do transferu, dla niego byłby to awans sportowy. Kluby jednak nie mogły wypracować porozumienia, a my nie chcieliśmy się bawić w jakieś gierki i zakończyliśmy temat. Z perspektywy Odry trudno się dziwić jej stanowisku, straciłaby ważnego zawodnika, który ma ważny kontrakt. Byliśmy bliscy sprowadzenia zawodnika z drugiej ligi portugalskiej, który ostatecznie wybrał ofertę Debreczyna [Joao Oliveira, były skrzydłowy Lechii Gdańsk - przyp. red.]. Jeszcze kilka nazwisk mógłbym wymienić.
Ci piłkarze mogliby stanowić urozmaicenie naszej drużyny. Z drugiej strony, pieniądze nie grają, nikt nie dałby gwarancji, że jeden czy drugi się sprawdzi, choć prawdopodobieństwo byłoby spore. Tak bywa, ale nie zamierzaliśmy łamać swoich ustaleń i wychodzić poza wcześniej określone ramy finansowe. Nic za wszelką cenę. Trzeba pracować z tym, co się ma, a już kilka razy podkreślałem, że jestem bardzo zadowolony z ruchów, które w tym okienku wykonaliśmy. Nie tylko się wzmocniliśmy, ale też w zasadzie nie straciliśmy żadnego zawodnika, którego pozostania chcieliśmy, co już uważam za sukces.
Co do pożegnań, zapewne zdecydowanie najtrudniejsze było to z Łukaszem Janoszką. Trzeba było oddzielić emocje od chłodnej analizy.
- Cały czas powtarzam, że muszę przede wszystkim patrzeć na czynnik sportowy. Znam umiejętności Łukasza, są one duże, ale ostatnia runda nie była dla niego udana. Nie dość że pod kątem statystyk były to skromne występy, to sama gra też nie wyglądała tak, jak na pewno sam Łukasz by sobie wymarzył. Wiadomo, że gdyby został, nie grałby za darmo. Część środków musielibyśmy przeznaczyć na jego kontrakt, a nie byłby on z gatunku tych najniższych. To były moje najważniejsze argumenty w rozmowach na temat jego przyszłości, bo mówimy o zbyt ważnej postaci dla klubu, żeby załatwić wszystko dwoma zdaniami i przejść nad tym do porządku dziennego. Nie, przez długie godziny w szerszym gronie zastanawialiśmy się, jaką decyzję podjąć.
Wiem, że to przykre sytuacje i zawsze pożegnanie w takich okolicznościach boli, zwłaszcza gdy mówimy o postaci bardzo lubianej przez kibiców, ale musieliśmy na pierwszym miejscu postawić rozwój zespołu. Z Łukaszem mostów nie spaliliśmy, kilka razy później rozmawialiśmy - nawet dziś, gdy odwiedził nas w klubie.
źródło: weszlo.com |
|