23 czerwca to wyjątkowy dzień w historii. Wyjątkowy, bo dokładnie dzisiaj przypada 107. rocznica urodzin najlepszego piłkarza w historii Ruchu - Ernesta Wilimowskiego.
Ernest "Ezi" Wilimowski urodził się 23 czerwca 1916 w Katowicach. Grał na pozycji lewego łącznika. W barwach Ruchu zdobył 4-krotnie mistrzostwo Polski w latach 1934, 1935, 1936 i 1938. Strzelił 112 bramek w 86 meczach ligowych. Uwielbiała go śląska publiczność.
Na czym polegało to uwielbienie? Nie chodziło tylko o umiejętność zdobywania bramek, to potrafiło wielu zawodników grających w Ruchu. Chodziło o sposób, w jaki to robił. Kiedy Wilimowski po raz pierwszy wyjechał na zagraniczne tournée z drużyną Ruchu, to strzelił bramkę, o której prasa napisała:
Sam minął z piłką 4 graczy, a w końcu znalazł się w bramce przeciwnika, podwyższając wynik do 4:1.
Uwielbiał czekać na bramkarzy. Kiedy mijał obrońców i bramkarza - zatrzymywał się na linii bramkowej, aby poczekać aż przeciwnik dobiegnie, a potem się uśmiechał i popychał piłkę lekko do bramki.
Jego rekordy na boisku zawsze miały jakiś podtekst, a to zakład, a to chęć ośmieszenia przeciwnika, ale najczęściej po prostu, żeby wygrać mecz. "Ezi" zdecydowanie wyprzedził swoją epokę, nie musiał potwierdzać, że był wyjątkowy, on wiedział, że tak jest. Dziennikarze zabiegali o to, żeby z nim porozmawiać, lubił jak robiono mu zdjęcia i zamieszczano w prasie. To jednak dziennikarze zrobili z niego pijaka, którym nigdy nie był. Przypięto mu łatkę najpierw alkoholika, a później zdrajcy. Przedwojenny PZPN zawieszał go wielokrotnie, nawet kosztem dobra reprezentacji. Polska komunistyczna próbowała wymazać go z pamięci kart historii. Nieudane to były próby.
Ernest Wilimowski wśród publiczności. Zdjęcie: 7 Groszy, Ag.Polonji.
Wilimowski mieszkał w Katowicach, do Wielkich Hajduk (dzisiaj Chorzów) jeździł pociągiem. Dlatego za każdym razem jak jesteście na dworcu w Chorzowie Batorym, pamiętajcie, że tą ścieżką przez 6 lat chodził "Ezi". Ilość anegdot o nim jest tak duża, że trudno zweryfikować, które są prawdziwe, a które są wymyślone. Oto jedna z takich historii:
Moja mama opowiadała, że w latach trzydziestych jechała pociągiem ze Lwowa do Paryża z polską drużyną piłkarską. Była wtedy ładną panienką z dobrego domu, jechała pierwszą klasą i przyczepił się do niej jakiś chudy rudzielec. Nie wiedziała, kto to jest. Był tak natarczywy, że dała mu w twarz i wezwała konduktora. Wtedy powiedział, że nazywa się Wilimowski.
Ernest Wilimowski ciągle dążył do perfekcji i do osiągania granic swoich możliwości. Oprócz piłki nożnej uprawiał też inne dyscypliny sportu: piłka ręczna, hokej, ping pong, sędziowanie. To była pogoń do bycia najlepszym. I takim się stał. Takim był. Był najlepszy. I taki będzie przez nas zapamiętany.
źródło: Niebiescy.pl,
"Siedem groszy" R: 1934, 1936, 1938
"Gazeta Wyborcza": 1998