Derby, derby i po derbach. Pomimo dużych nadziei związanych z meczem z tyskim GKS-em, który mogliśmy rozegrać po 40 latach - szału nie było.
Po sporych zawirowaniach terminowych ostatecznie data nie nastrajała optymizmem - zamiast słonecznego weekendu padło na deszczowy czwartkowy wieczór. Dodatkowo z powodu zwiększenia cen biletów planowany był bojkot tego spotkania, który miał dać włodarzom klubowym do myślenia. Jesteśmy spadkowiczem, z ogromnymi problemami kadrowymi i nadal minusowym bilansem punktów, a ceny wejściówek okazały się wyższe niż za czasów sukcesów i gry w ekstraklasie. Nie tędy droga. Trzeba zachęcać ludzi do przyjścia, a nie kłaść kłody pod nogi. Na szczęście udało się dojść do porozumienia, jednak i tak władze klubu postanowiły w inny sposób wyciągnąć pieniądze od kibiców, dźwigając cenę klasycznego stadionowego wuszta...
Przed meczem przemarsz na derbowy pojedynek zorganizował Chorzów Batory, wsparty innymi dzielnicami i Fan Clubami. Do tej pory miało miejsce kilka takich pochodów i zawsze odbywało się to bez większych problemów. Przemarsz ruszył planowo z transparentem "Wielkie Hajduki" na przodzie oraz transparentami na kijach w środku kolumny. Kibice Ruchu przy gromkich śpiewach bez trudu przeszli połowę trasy. Odpalone zostały także świece dymne przy chóralnym śpiewie tłumu.
Wszystko przebiegało płynnie do momentu, gdy z naprzeciwka nadjechała straż pożarna na sygnale. Fani Niebieskich zaczęli schodzić na bok, by przepuścić strażaków, ale policja prawdopodobnie uznała, że robią to zbyt wolno. Policjanci na koniach zaczęli taranować ludzi i spychać ich w stronę chodnika.
Co ciekawe, wcześniej marsz odbywał się ulicą i nie było żadnego problemu, ale w końcu trzeba podbudować sobie morale i wywołać zamieszanie. Gdy policjanci zepchnęli już kibiców na chodnik... sami zajęli całą ulicę. W skrajnych przypadkach inteligenci na koniach... przepędzali ludzi z chodników. Żelazna logika policji - nie wolno chodzić po ulicy, a po chodniku tym bardziej. Kibice oczywiście nie stali bezczynnie. Pojawiły się latające race, a w okolicy słychać było anty policyjne okrzyki.
Rozbity przemarsz dotarł na stadion w pierwszych minutach spotkania. Podczas pochodu było gorąco, ale derbom towarzyszyła już deszczowa aura. Całe szczęście, że nie mamy nowego stadionu, bo jeszcze byśmy nie doświadczyli tych dobrodziejstw natury. A co to za radość oglądać mecz pod dachem, jak w jakimś teatrze? Tu jest Ruch, więc musi ci padać na głowę, bo urzędnicy i działacze od lat nie potrafią zadbać o swoich kibiców...
W ten czwartkowy wieczór na stadionie stawiło się
5842 widzów. Na płotach zawisło kilka kluczowych flag: "Psycho Fans", "Chuliganeria", "Ruch Chorzów" oraz "Herman", "Widzew Łódź", "Wisła Sharks" oraz "UOH" Unii Oświęcim. Jak to na derbowy pojedynek przystało, nie zabrakło bluzgów i wymiany uprzejmości.
Fani GKS-u dotarli do Chorzowa autobusami miejskimi i zasiedli w sektorze gości w
236 osób z 4 flagami i transparentem. Niestety zabrakło z nimi zgodówiczów. Cracovia zapewne była na hokeju, a ŁKS z Zawiszą podobno zatrzymały milicjanty. Niestety nie zmienia to faktu, że taka liczba jak na derbowy pojedynek, to - nie ukrywajmy - kpina.
W drugiej połowie kibice Ruchu wywiesili na płocie skrojoną flagę GKS-u Tychy, nawołując przyjezdnych, by ją odebrali. Jednak reakcja z sektora gości to po prostu minuta ciszy i łezka w oku, bo szkoda flagi. Po kilkukrotnym nawoływaniu zostają skwitowani krótkim "cykory, cykory". Do końca meczu jeszcze kilkakrotnie następowała wymiana uprzejmości, ale generalnie same derby bez większego klimatu.
Więcej działo się na boisku, gdzie piłkarze naprawdę walczyli o cenne punkty, które są w naszej sytuacji na wagę życia. I już prawie mogliśmy się cieszyć ze zwycięstwa, jednak sędziowie mają chyba jakiś odgórny przykaz i mecz trwał tak długo, aż Tychy nie strzeliły wyrównującego gola. Okazał się on dla nas zabójczy, ponieważ kolejny raz w końcówce straciliśmy bramkę na wagę cennych oczek w tabeli. Teraz pora na zwycięstwo z Łęczną!
Ave RUCH!
źródło: Niebiescy.pl