Marek Szyndrowski na długo zapamięta powrót do Chorzowa po przegranym meczu w Krakowie. Z transparentu wywieszonego na stadionowym płocie dowiedział się, że jego miejsce jest w rezerwach. Piłkarz początkowo nie zauważył swojego nazwiska. - Podszedł do mnie drugi trener i zapytał, czy kiedyś miałem z naszymi kibicami na pieńku. Potem wyjaśnił, o co chodzi. To co się stało, jest dla mnie niezrozumiałe i przykre. Staram się o tym nie myśleć, ale to nie takie proste. Skąd taki pomysł? Dlaczego ja? - zastanawia się Szyndrowski, który jest wychowankiem chorzowskiego klubu.
- Fakt, dostajemy głupie bramki. W Krakowie Wojtek Grzyb doprowadził do remisu, a potem nie minęła minuta i znowu byliśmy do tyłu. Za szybko. Gdyby wynik 1:1 utrzymał się chociaż dziesięć minut, to nasze szanse na punkty stałyby się bardziej realne. Przed nami teraz dwa niezwykle ważne spotkania na własnym stadionie: z GKS-em Bełchatów i przede wszystkim z Górnikiem Zabrze. Myślę, że każdy kolejny mecz będzie dla nas lepszy, a kibice będę oglądać piłkę tylko w siatce rywala - kończy piłkarz.
źródło: Gazeta Wyborcza Katowice