Kapitalne, wymarzone, mocne - takie było otwarcie piłkarskiej wiosny w wykonaniu "Niebieskich". Arka długo zagrażała bramce Ruchu, ale w końcu skapitulowała przed mocniejszym w każdym aspekcie przeciwnikiem.
Pierwsza akcja gospodarzy spowodowała, że chorzowianie zostali wprowadzeni w stan najwyższej gotowości. Przemysław Trytko uczynił atut ze swojego wzrostu (mierzy 189 cm) i czubkiem głowy posłał piłkę pod poprzeczkę. Krzyszof Pilarz najpierw odbił piłkę w stylu siatkarskiego libero, upadł i w ostatniej chwili zagarnął piłkę pod brzuch.
Arka przeważała i sprawiała lepsze wrażenie, ale celnie strzelał Ruch. W 12 minucie lewą strona popędził Andrzej Niedzielan i przerzucił futbolówkę nad całą linią obrony gdynian. Na prawej flance błyskawicznie znalazł się Marcin Zając, którego uderzenie z woleja dobił Artur Sobiech. Młody snajper jeszcze cieszył się ze swojego ósmego trafienia w rozgrywkach, gdy "Arkowcy" omal nie wyrównali. Znów pokazał się Trytko, ale i tym razem Pilarz sobie poradził, popisując się paradą w stylu bramkarza piłki ręcznej. Chwilę potem już tylko bezradnie patrzył na to, jak piłka, kopnięta w zamieszaniu po rzucie rożnym, toczy się do siatki, ale ostatecznie "ostemplowała" ona słupek.
Po upływie pół godziny spotkanie się wyrównało - Arka starała się odrobić stratę, ale raczej spokojnie wyczekiwała na dobrą okazję do wyprowadzenia ataku, niż wikłała się w nagłe, nieprzemyślane kontry. Kilkakrotnie groźnie uderzał Sobiech. O mały włos biedy nie napytał swojemu zespołowi Pilarz, który wdał się w drybling z przeszkadzającym mu napastnikiem i omal nie stracił piłki.
Druga partia rozpoczęła się fantastycznie dla chorzowian. "Niebiescy" przeważali, rozsądnie prowadzili piłkę i szybko przyniosło to skutek. Grzegorz Baran zdecydował się na niesygnalizowaną petardę zza pola karnego, Bledzewski znów "wypluł" piłkę przed siebie i zrobił prezent nadbiegającemu Zającowi.
Od momentu, gdy Ruch użądlił po raz drugi, tempo meczu zdecydowanie spadło. Arka straciła koncept na to, jak trafić na kontakt. Goście z kolei zaprzestali ataków i ewidentnie widać było, że powietrze zeszło także z chorzowian, a zwłaszcza z duetu napastników. Andrzej Niedzielan ni to grał pressingiem, ni to rozgrywał, "Abdul" zaś nabawił się urazu. Na ile groźnego, na razie nie wiadomo. - Dał o sobie znać urok sztucznej murawy - powiedział Sobiech. Okazało się, że na ławce rezerwowych czeka joker - wprowadzony za Niedzielana Arkadiusz Piech, wchodząc na boisko debiutował w ekstraklasie. I uczynił to w sposób wymarzony. Pod koniec doliczonego czasu gry otrzymał piłkę od Łukasza Janoszki i przebiegł z nią kilkanaście metrów po drodze mijając obrońców Arki jak tyczki slalomowe. W końcu położył bramkarza i ze stoickim spokojem ustalił rezultat. - Na pewno podniosło mnie to na psychice - komentował Piech. - Nie tak sobie wyobrażaliśmy inaugurację rundy. Popełniłem błędy przy dwóch bramkach, ale kozłem ofiarnym nie jestem - bronił się z kolei Bledzewski, który zaznaczył także, że Ruch był zwyczajnie lepszy.
Arka Gdynia 0:3 (0:1) Ruch Chorzów
Bramki: Sobiech 12', Zając 51', Piech 90'
Żółte kartki: Bożok - Grodzicki, Janoszka
Składy:
Arka: Bledzewski - Kowalski, Siebert, Szmatiuk, Bednarek - Lubenow (79' Labukas), Budziński, Ława, Bożok - Trytko (68' Sakalijev), Tshibamba.
Rezerwowi: Witkowski, Wilczyński, Ulanowski, Morawiec, Burkhardt.
Ruch: Pilarz - Grzyb, Grodzicki, Sadlok, Nykiel - Zając, Baran, Pulkowski (79' Piech), Janoszka - Sobiech (74' Scherfchen), Niedzielan (90' Stefański).
Rezerwowi: Perdijić, Goncerz, Stawarczyk, Jakubowski.
Sędzia: Marcin Borski (Warszawa)
Widzów: mecz bez udziału publiczności
źródło: Niebiescy.pl
fot. Wojciech Szymański, arkowcy.pl