- Najważniejszy jest Ruch i nie ma miejsca na koleżeństwo ani kierowanie się sympatiami. Trzeba zarządzać klubem i podejmować decyzje, które w danym momencie wydają nam się odpowiednie. Na szczęście na razie wydaje mi się, że tak jest - mówi dyrektor sportowy Niebieskich
Tomasz Foszmańczyk, który przebywa z drużyną na zgrupowaniu w tureckim Belek. Zapraszamy do przeczytania naszego wywiadu.
Zawieszenie butów na kołku odbyło się w twoim przypadku bezboleśnie?
Tomasz Foszmańczyk: - Nie do końca. Swoje musiałem przetrawić, choć nie trwało to długo, bo szybko musiałem się wdrożyć w obowiązki dyrektora sportowego. Jak na to co się działo w ostatnim meczu i w późniejszych dniach, to myślę, że nieźle sobie poradziłem. Od dawna czułem, że po skończeniu kariery najtrudniejszy będzie ten moment, gdzie nie będę mógł być w klubie przy chłopakach. Wiedziałem, że tego będzie mi brakować najbardziej. Tutaj mogę sobie pozwolić na to, że działam w piłce, pracuję w Ruchu na bardzo fajnym i odpowiedzialnym stanowisku. Mam chłopaków blisko i mam tą przewagę nad innymi, że ten kontakt mamy bardzo dobry.
Jak po czasie wspominasz swoje pożegnanie?
- Z drużyną tak naprawdę nigdy się nie pożegnałem, bo cały czas w niej jestem. Naprawdę ciężko było się pożegnać z częścią sportową i zostawić to wszystko. Przede wszystkim jednak chodzi o ludzi. Nie o same mecze czy obiekty, chodzi o ludzi, o kibiców. Teraz dalej mogę mieć z nimi kontakt, ale już w zupełnie innej roli.
Po dziesięciu minutach meczu z Cracovią na boisku zastąpił cię Bartłomiej Barański, który kilkanaście dni temu został sprzedany do Lecha Poznań.
- Fajnie, że kariera Bartka tak się rozwinęła w ostatnich miesiącach. Duża w tym zasługa trenera Szulczka, który bardzo indywidualnie prowadził i dalej prowadzi Bartka. Najlepszym scenariuszem byłoby, gdyby Bartek został z nami na dłużej i podpisał kontrakt z Ruchem. Jeśli tak się nie stało i strony zdecydowały, że to na pewno nie dojdzie do skutku, to jako klub i tak możemy być zadowoleni, że sprzedajemy piłkarza do lidera Ekstraklasy. Nikt się nie boi sięgnąć po naszych chłopaków i mam nadzieję, że to będzie tendencja, która się utrzyma przez wiele lat.
» Polecamy także: Pięćdziesiąt szybkich z "Fosą". Prosto z Turcji
Jak się czujesz w roli dyrektora sportowego? Zmieniła się perspektywa postrzegania tej funkcji?
- Doznania są skrajne. Jak w każdej pracy, możesz mieć dni naprawdę fantastyczne, a przychodzą też bardzo trudne i trzeba się ścierać z różnymi ludźmi, którzy pracują na tym rynku. To nie jest jedna specjalizacja. Są piłkarze, agenci, dyrektorzy sportowi, prezesi. Z każdym trzeba mieć kontakt i utrzymywać dobre relacje. Każda praca ma swoje wymagania i nie jest łatwa.
Decyzje często są trudne, jak chociażby zwolnienie trenera Niedźwiedzia tuż po rozpoczęciu pracy w roli dyrektora.
- Najważniejszy jest Ruch i nie ma miejsca na koleżeństwo ani kierowanie się sympatiami. Trzeba zarządzać klubem i podejmować decyzje, które w danym momencie wydają nam się odpowiednie. Na szczęście na razie wydaje mi się, że tak jest. Zwolnienie trenera Niedźwiedzia było jedną z trudniejszych decyzji, bo nie planowaliśmy tego na początku sezonu. Po zakończeniu rozgrywek Ekstraklasy klub postanowił, że trener zostaje, więc nie braliśmy pod uwagę tej zmiany, a już na pewno nie tak szybko.
Masz za sobą już niemal dwa okienka transferowe. Zimowe ciągle trwa, ale można już podsumować letnie transfery.
- Oczywiście dostrzegam błędy. Szczęście w nieszczęściu, że przytrafiają się już na początku drogi, bo wiem, że w niektórych kwestiach nie będziemy iść w takim kierunku. Z letniego okienka wyciągniemy dużo dobrego, choć od błędów oczywiście nie uciekniemy. Przy takiej ilości transferów, które byliśmy zmuszeni zrobić w lato, wiadomo że nie wszystkie są w stanie wypalić. Na boisku może grać jedenastu zawodników, my ściągnęliśmy czternastu, a trzeba jeszcze znaleźć miejsce dla chłopaków, którzy są u nas dłużej i są wartościowi. Błędy były, ale na szczęście mniej niż plusów.
Jakie były założenia na zimowe okienko?
- Mieliśmy taki zamysł, żeby było spokojniej niż w lato. Staramy się stabilizować kadrę, która się wykrystalizowała. Jeżeli co pół roku będziemy dokładać trzech, czterech chłopaków to siłą rzeczy będziemy mocniejszą drużyną. Taka kolej rzeczy, że niektórzy będą musieli się z klubem żegnać, ale to jest wkalkulowane w to, żeby Ruch szedł do przodu. Końcówka rundy była taka, że nie musieliśmy robić większej rewolucji. Wielu zawodników się sprawdziło i wyglądało naprawdę dobrze.
W trwającym okienku do drużyny jako pierwszy dołączył wracający do Ruchu Jakub Bielecki, który przed ostatnim jesiennym meczem w Pruszkowie był przymierzany właśnie do Znicza.
- Kuba o tym nie wie, ale oczywiście miałem informacje z Bytomia, jak on się prezentuje i w jakiej jest dyspozycji. Tydzień wcześniej spotkałem go na naszym meczu z Odrą Opole i widziałem, że jest w niezłej formie fizycznej. Jeszcze wtedy nie rozmawialiśmy o niczym konkretnym, a w Pruszkowie zaświtało w głowie, zaczęliśmy dyskutować z prezesem Siemianowskim i ustaliliśmy, że to może być dobry moment, by dać Kubie kolejną szansę. Szybko się porozumieliśmy, Kuba był zdecydowany i myślę, że da nam dużo radości.
Klub jeszcze przed obozem w Turcji zakontraktował Jehora Cykałę i Filipa Lachendro.
- Trzecia liga śląska jest mocna, a Filip się w niej wyróżniał, choć ma dopiero osiemnaście lat. Jest przebojowy, szybki, walczy o swoje, ma bardzo dobre jeden na jeden, a w Polsce brakuje takich zawodników. Dostaje pół roku na adaptację, bo to ogromny przeskok, zwłaszcza że trafia do ukształtowanej drużyny. Z każdym tygodniem będzie u niego lepiej i również da nam dużo radości. Nie chcemy na niego narzucać żadnej presji.
Jeśli chodzi o Jehora, to rynek czeski na przestrzeni lat dobrze się sprawdzał w Ruchu. Myślę, że potwierdzi swoje atuty - motorykę i fizyczność. Grał w lidze, która jest wyżej notowana niż nasza i radził sobie dobrze. Potrafi strzelić bramkę, co jest bardzo pożądane w obecnej piłce. Obrońca dający liczby? Wielu takiego chłopaka poszukuje. Nie jest jeszcze na tyle doświadczonym zawodnikiem, więc mamy wkalkulowane to, że będzie miał różne momenty. Bardzo w niego wierzymy i jeżeli się dobrze zaprezentuje, to w lato aktywujemy klauzulę wykupu.
Po raz drugi szansę pokazania się na zgrupowaniu otrzymał Jakub Sobeczko.
- Był już z nami w lato na obozie i wyglądał nieźle, ale po powrocie do drugiej drużyny miał trochę problemów z formą. Głowa nie do końca sobie poradziła z tym, że już dotyka pierwszego zespołu, a później musi wrócić do rezerw. Teraz wygląda to zupełnie inaczej, oswoił się z tą sytuacją i w treningu nie widać, żeby odstawał od chłopaków. Ma za sobą świetną końcówkę rundy w drugiej drużynie, trener Psykała wykonał dużo pracy, żeby Kuba był w takim momencie. Wspólnie z trenerami uznaliśmy, że to dobry czas, by wdrożyć go do zespołu.
Najnowszym nabytkiem Ruchu został Jakub Adkonis, 17-letni środkowy pomocnik Legii Warszawa.
- Ten transfer daje dużo komfortu trenerowi. Przede wszystkim wzmacniamy pozycję młodzieżowca. Gdy Bartek Barański był zdrowy i wytrzymywał trudy spotkania, to oczywiście był dla nas bardzo ważną postacią. Później mieliśmy trochę problemów, bo musieliśmy rotować ustawieniem czy personaliami. Rzadko się zdarzało, że Bartek schodził i robiliśmy zmianę jeden do jednego. Zazwyczaj robiliśmy dwie zmiany albo nawet trzy, bo te pozycje się nie zgadzały. Przychodzi chłopak, który gra na pozycji razem z Bartkiem, więc to duży komfort. Adkonis znaczy bardzo dużo w młodzieżowych kadrach w Polsce i jest kapitanem swojego rocznika. Jest też kapitanem rezerw Legii w trzeciej lidze, które walczą o awans. Mocno na niego liczymy.
To już ostatni ruch transferowy w tym okienku?
- Kadra wygląda dobrze ilościowo i jakościowo, ale oczywiście okienko trwa. Cały czas obserwujemy zawodników i są miejsca, gdzie jeszcze potrzebowalibyśmy kogoś, ale nie jest to dla nas priorytetowe działanie. Jeżeli trafi nam się coś wartościowego na rynku i uznamy, że warto skorzystać z okazji, to oczywiście będziemy rozmawiać.
Do Turcji nie polecieli Łukasz Góra, Nono oraz Mateusz Chmarek. Jaka będzie ich przyszłość?
- Decyzją sztabu i naszą wspólną ci piłkarze zostali w domu. Rozmawiamy o różnych ewentualnościach i zobaczymy, co przyniesie najbliższa przyszłość.
We wtorek doszło do fatalnej sytuacji podczas treningu. Złamania rzepki doznał kapitan drużyny Patryk Sikora.
- Po badaniach i rezonansie dowiemy się, jak faktycznie wygląda sytuacja. Na tę chwilę oczywiście nie bierzemy pod uwagę najczarniejszego scenariusza. Mówię o odczuciach Patryka i naszych. Wiemy, że rzepka jest złamana i to będzie wymagało kilku tygodni rekonwalescencji. Wierzymy, że na tym się skończy i Patryk jeszcze w tej rundzie nam pomoże. Wszyscy bardzo się cieszyliśmy, że do nas wrócił i z tego, jak wyglądał w pierwszych tygodniach. Natomiast teraz jesteśmy w bardzo złych nastrojach. Nie da się ukryć, że po tym zdarzeniu atmosfera była bardzo przygnębiająca. Wieści nie są tragiczne i bardzo liczymy, że to się potwierdzi po powrocie Patryka do Polski.
Podczas zgrupowania w Belek jesteś mocno zapracowany wraz z szefem skautingu Jakubem Komanderem. Na czym polegają wasze działania?
- Obserwujemy sparingi wielu innych drużyn. Mogę powiedzieć, że jednego dnia Kubie udało się obejrzeć aż pięć spotkań, a mi cztery, bo byłem jeszcze na naszym treningu. Chcę być praktycznie na każdych zajęciach naszego zespołu. Nie na każdych mogę, bo jeśli jest naprawdę wartościowa obserwacja, to wybieram mecz zamiast treningu. Tematów jest bardzo dużo i mamy też sporo spotkań, bo tak chcemy pracować, żeby relacje z ludźmi były na dobrym poziomie. Jest co robić w Turcji, dlatego bardzo się cieszę, że udało nam się tutaj z Kubą przylecieć. W tym samym czasie jest tu wiele bardzo ciekawych zespołów, w których występują piłkarze będący pod naszą obserwacją.
To już praca pod kątem kolejnego okna transferowego.
- Aktualne nie jest jeszcze dla nas zamknięte, ale myślimy już o następnym. Oczywiście celujemy w Ekstraklasę i chcemy znaleźć piłkarzy, którzy dadzą w niej radę. Co będzie w lato, to się dopiero okaże. Wiemy już, jakie będą nasze potrzeby za kilka miesięcy, więc fajnie jest działać z wyprzedzeniem.
W czerwcu kończą się kontrakty kilku zawodników Ruchu. Jak wygląda ich sytuacja?
- Sporo się już dzieje. Aktywowana została klauzula Miłosza Kozaka, choć mieliśmy jeszcze dużo czasu, bo mogliśmy to zrobić dopiero w marcu. Nie chcieliśmy jednak działać w ten sposób. Zależało nam, żeby Miłosz przygotowywał się ze spokojną głową, a wiemy, że jest ważną postacią w naszej drużynie. Chcieliśmy to jak najszybciej sfinalizować. Przedłużyliśmy kontrakt z Mo Mezghranim z inicjatywy naszej i piłkarza. Mimo krótkiego czasu świetnie zaaklimatyzował się w zespole i klubie. Daje nam bardzo dużo, jest wszechstronny, co jest w cenie. Jeśli chodzi o innych chłopaków, to jest to kwestia czasu. Z każdym miesiącem będą podawane kolejne informacje do wiadomości kibiców. Pracujemy nad tym, żeby aktywować kolejne przedłużenia, a z niektórymi będziemy musieli poczekać.
Były piłkarz Ruchu Mateusz Bogusz przeniósł się z Los Angeles FC do meksykańskiego Cruz Azul, a to oznacza spory zastrzyk gotówki dla klubu.
- Świetnie, że powstało coś takiego jak solidarity. To rekompensata za wychowanie piłkarza, który gra na bardzo wysokim poziomie. Jesteśmy w stanie uzyskać pieniądze pomimo tego, że nie partycypujemy w transferze. To jest bardzo fajne i chciałbym, żeby tak to wyglądało w przyszłości. Szkolimy piłkarzy i puszczamy ich dalej w Polskę czy świat. Może na początku nie będą to ogromne kwoty dla klubu, ale w przyszłości już tak będzie. Liczymy na naszą młodzież, akademia jest dla nas bardzo ważna i chciałbym, żeby takich chłopaków było jak najwięcej. Będziemy mieli z czego czerpać.
Po zatrudnieniu trenera Dawida Szulczka Niebiescy rozpoczęli marsz w górę tabeli i zimują na wysokim czwartym miejscu. W Chorzowie nikt nie ukrywa, że celem jest awans do Ekstraklasy.
- Mając czwarte miejsce i chcąc być jeszcze lepszym, trzeba celować w lokaty nad sobą. Chcemy awansować do Ekstraklasy i zrobić to z głową. Pracujemy z tygodnia na tydzień i jesteśmy przekonani, że to właściwa droga. Poza tym chcemy awansować w Pucharze Polski, przejść Koronę Kielce i zobaczyć, co się wydarzy dalej. Nie ograniczamy się w żadnej kwestii. Cele mamy ambitne, ale mamy też ambitną drużynę, trenera i sztab.
Rozmawiał w Belek: Neo (Niebiescy.pl)