- Mecz z GKS-em generuje olbrzymie zainteresowanie - podejrzewam, że podobne, co Puchar Polski z Górnikiem. Dlatego proponujemy kibicom zakup trójpaku biletów. Kto chce mieć pewność, że wejdzie na derby, może go nabyć. Głównym motorem napędowym frekwencji jest dobra gra Ruchu. To fajne, że widzimy powiększenie tej - nazwijmy to - podstawowej bazy kibiców. Pamiętam, jak sam jeszcze dopingowałem z "młyna" na trybunach. Stałą bazą było wtedy około 3000 osób. Wiedziałeś, że tyle zawsze będzie. Później - około 4000. Teraz dochodzimy do 6-7 tysięcy. To megafajne. Myślę, że ludzie po prostu widzą, w jaką stronę zmierza klub, jaka jest atmosfera wokół - mówi Wiceprezes Ruchu
Marcin Stokłosa, który udzielił wywiadu dziennikowi "Sport". Prezentujemy wybrane fragmenty.
W skali od 1 do 10, jak duże jest zaskoczenie tym, jak się układa dla Ruchu ten sezon?
Marcin Stokłosa: - Trudno oceniać mi to na skali, ale z pewnością jest zaskoczenie. Przed sezonem liderowanie tabeli na tym etapie rozgrywek pewnie było w sferze marzeń. Realnie liczyliśmy, że będziemy w czołowej ósemce. Nie powiem nawet, że szóstce, a właśnie ósemce. Celem było spokojne utrzymanie i… nadal to nim jest. Za szybko, by mówić, że chcemy czegoś innego. Na razie jesteśmy wszyscy pozytywnie zaskoczeni.
Apetyt rośnie?
- Musi. To jest Ruch Chorzów! Tu zawsze będzie presja, apetyt, chęć sięgnięcia po więcej. Takimi jesteśmy ludźmi, że nie zadowalamy się tym, co już jest. Cały czas chcemy iść do góry. Ale bez chorego ciśnienia. To na pewno.
(...)
Jak po czasie zapatruje się pan na hitową konfrontację z Wisłą Kraków, zremisowaną 1:1 przy 22-tysięcznej publiczności?
- To była swego rodzaju nagroda za te wszystkie lata pracy. Mogliśmy pojechać na taki fajny stadion, zagrać taki mecz. Dla tych chłopaków to było coś, wystąpić przy tak dużej publiczności, takim dopingu, móc poczuć tę ekstraklasową - albo nawet lepiej niż ekstraklasową - atmosferę. No super. Dla mnie to był trochę inny świat, jeśli chodzi o stadion. Wygląda to na Wiśle rzeczywiście "top".
(...)
Rewanż na Stadionie Śląskim?
- Jest taki temat. Rozmawialiśmy już wstępnie z Wisłą i z włodarzami Stadionu Śląskiego, których muszę pochwalić. Wychodzą frontem do nas, chcą to zrobić. Ktoś kiedyś narzekał, że nic się na tym stadionie nie dzieje, że nic się nie chce tam organizować, ale muszę zaprzeczyć. Zachowują się wobec nas w porządku.
To od czego to teraz zależy?
- Wiosną są planowane na obiekcie pewne prace. Szczegółów nie znam. Po prostu czekamy na informację, w październiku mamy już uzyskać wiedzę, czy będzie to możliwe. Jeśli nie - zagramy na Cichej.
Echem odbiła się pozycja nr 68 chorzowskiego Budżetu Obywatelskiego, którą wspierał klub. Rozumiem, że wszyscy zameldowani w mieście pracownicy oddali swój głos…?
- To może i trochę wstydliwy temat, ale bardzo potrzebny. Moglibyśmy siąść i płakać - tak jak przy malowaniu trybuny czy innych porządkowych pracach wykonywanych przez nas na stadionie. Ale co by to dało? Nic. Chcemy, by kibic czuł się jak najlepiej na tym, czym dysponujemy obecnie. Przede wszystkim dla kobiet, których na Cichą może przychodzić więcej, toalety na pewno poprawiłyby komfort. Chcemy, by stanęły od strony prostej i sektora rodzinnego. Myślę, że kwota założona w budżecie obywatelskim (370 tys. zł - dop. red.) wystarczyłaby, aby to zrealizować.
Kibice, patrząc w tabelę, coraz częściej zadają pytanie, czy Cicha spełniłaby wymogi ekstraklasy?
- Staramy się być przygotowani na różne scenariusze. Posprawdzaliśmy podręcznik licencyjny, wysłaliśmy też zapytanie do PZPN, co ewentualnie musielibyśmy zrobić. Różne są czynniki. Nie wiemy, czy może w końcu coś zacznie się dziać na naszym stadionie. Trudno powiedzieć… W kontekście ekstraklasy z pewnością musielibyśmy nad kilkoma sprawami popracować, by uzyskać licencję. To kwestia takich wymogów jak odpowiednia liczba siedzeń dla dziennikarzy czy pojemność strefy VIP.
Nie są to rzeczy nie do przeskoczenia?
- Myślę, że nie. Nasz kierownik do spraw bezpieczeństwa ma rzucony temat w zasadzie od startu ligi. Nie lubimy niczego zostawiać na ostatni moment. Daj Panie Boże, żebyśmy mieli taki problem.
Na razie kolejnym potwierdzeniem, że Ruchowi coraz bliżej do najpoważniejszego w kraju futbolu, są powołania do reprezentacji Polski U-21 dla Tomasza Wójtowicza i U-20 dla Jakuba Witka.
- Trener Probierz obserwował Tomka od dłuższego czasu, wiedzieliśmy, że prędzej czy później doczeka się powołania. Kuba też dostąpił tego zaszczytu. Dla nas jako klubu i całej społeczności to duma, coś wielkiego. Trzymaliśmy mocno za chłopaków kciuki, by pokazali się z jak najlepszej strony.
Liczycie się z tym, że za Tomasza Wójtowicza wkrótce może przyjść jakaś oferta?
- Siądziemy wtedy i - jak zawsze - będziemy myśleć o tym, co jest najlepsze dla klubu, jak i dla zawodnika. W tym momencie konkretów na stole nie ma. Wiem, że Tomek jest obserwowany. Mamy podpisany długi kontrakt, fajnie dla klubu skonstruowany, dlatego nie martwimy się. Zawsze staramy się wychodzić zawodnikom naprzeciw, nigdy nikogo w żaden chory sposób nie blokowaliśmy. Tak samo będziemy podchodzić do ewentualnego tematu w tym przypadku. Ale interes klubu musi być na pierwszym miejscu i to chyba oczywiste.
Antoni Franke niedawno był na testach w Bolonii. Jest jakiś ciąg dalszy tej włoskiej historii?
- W tej chwili nie. To był taki "próbny trial". Miał się pokazać, zobaczyć, jak to jest. Antkiem też interesuje się szereg klubów. Ten temat może postępować.
W sparingu z Zagłębiem Sosnowiec zadebiutował kolejny junior – środkowy obrońca Jakub Domagała z rocznika 2004.
- I moim zdaniem zaliczył bardzo solidny występ. Przy pierwszej drużynie są Roguła, Barański, Franke i Domagała, podpisaliśmy kontrakt z Bębenkiem, w kolejce są Gasz, Stasiński, Talaga. Droga do pierwszej drużyny bywa krótka. Utworzyliśmy "Blue Future Project" z myślą o najzdolniejszych chłopakach i on w najbliższym czasie również powinien przynosić owoce. W akademii mamy dobrych trenerów, są w stałym kontakcie ze sztabem pierwszej drużyny, poza tym mamy filtr w postaci rezerw, które są jednym z naszych priorytetów. Jest się gdzie ogrywać.
(...)
Czy do Chorzowa dotarł już oficjalny komunikat z Komisji Dyscyplinarnej PZPN odnośnie kar za wydarzenia podczas pucharowych derbów z Górnikiem Zabrze?
- Tak, w piątek. Otrzymaliśmy 5 tysięcy złotych kary.
Komisja potraktowała was łagodnie.
- Bardzo się cieszę i dziękuję komisji, że kara jest tak niska. Dano nam szansę. Testowy był mecz z Zagłębiem Sosnowiec. Cieszę się, że kibice zachowali się w nim tak, jak widzieliśmy. Pokazali, jak się dopinguje i dzięki temu uniknęliśmy poważniejszej kary.
W ostatni weekend października na Cichej odbędą się derby z GKS-em Katowice. Z kibicami gości?
- Mam nadzieję, że nic już się nie wydarzy, wojewoda nie zamknie sektora gości, a nie mamy takich sygnałów. Jeśli decyzja będzie zależała tylko i wyłącznie od Ruchu, to kibice gości zawsze wejdą na nasz stadion.
(...)
Na koniec: jak mocno kłuje w oczy puste krzesło po Marku Godzińskim, pełnomocniku zarządu, który po 1000 dniach z końcem sierpnia pożegnał się z pracą w Ruchu?
- Mnie kłuje szczególnie, bo dzieliliśmy biuro. Jest mi bardzo, bardzo przykro, ale Marek nigdy z klubu definitywnie nie odejdzie. Zawsze będzie pomagał. Jesteśmy w stałym kontakcie, nadal mam jego wsparcie, gdy chcę o coś zapytać, mogę na niego liczyć. Kto wie, co zadzieje się w przyszłości. Wierzę, że dołączy jeszcze do klubu, może w jakiejś innej roli, i będziemy mogli dalej pracować nad rozwojem. Jego udział w tym, że Ruch znalazł się dziś w takim miejscu, jest ogromny.
źródło: Sport