W przerwie zimowej sztab szkoleniowy Ruchu Chorzów będzie chciał sprowadzić na Cichą między innymi prawego obrońcę oraz napastnika, by zwiększyć rywalizację w ataku Niebieskich.
Jak pokazuje życie, za napastnikiem niekoniecznie trzeba rozglądać się... na zewnątrz. W sobotę na "Kresach" całą drugą połowę rozegrał na tej pozycji Mateusz Bartolewski, czyli nominalny lewy obrońca albo lewy pomocnik. Zdobył bramkę, zanotował też asystę przy trafieniu Gruzina Giorgiego Tsuleiskiriego.
- A miał jeszcze jedną sytuację! Piłka szuka go w polu karnym. Może miał małe trudności z poruszaniem się, lecz próbujemy różnych rozwiązań. "Bartol" sam mówi, że kiedyś grał w ataku, dlatego postanowiliśmy go spróbować. Bardzo dobrze gra głową, czuje się dobrze w powietrzu, umie przytrzymać piłkę. Taki to nasz dość szalony pomysł, ale kto wie... - uśmiecha się trener Łukasz Bereta, który nie może być pewien, że zimą z klubu nie odejdzie Mariusz Idzik.
Nie tylko najlepszy snajper, ale i wielu innych podstawowych zawodników Ruchu sparing oglądało zza linii bocznej. Wśród widzów nie brakowało "szydery", gdy jeszcze przy stanie 0:0 rzutu karnego nie wykorzystał Mateusz Duchowski. 19-latek podciął piłkę, a ta poszybowała wysoko nad poprzeczką. "Panenka z Kresów" - żartowano, ale Łukasz Bereta nie był zachwycony.
- Na pewno będziemy o tym rozmawiać. Musi być szacunek do rywala, a gdy ktoś w taki sposób podchodzi do "jedenastki", to zespół przeciwny może czuć się lekceważony, a wtedy automatycznie włącza się agresja, gra staje się inna. Trzeba szanować każdego i wykorzystywać takie karne - podkreśla 28-letni szkoleniowiec.
źródło: Sport