- Ruch to nasz zespół, kocham go, dlatego ryzykuję. Z jednej strony są obawy, a z drugiej - trafiłem do klubu uwielbianego przeze mnie od 40 lat. Mam realny wpływ na to, by go wesprzeć. Jeśli dogadają się trzy podmioty - kibice, urząd miasta i akcjonariusze - to wyprowadzimy Ruch na prostą - mówi nowy wiceprezes klubu
Marcin Waszczuk, który udzielił obszernego wywiadu dziennikowi "Sport". Prezentujemy wybrane przez nas fragmenty.
Od kilku dni pełni pan funkcję wiceprezesa Ruchu Chorzów. Bojkot kibiców, duże długi… Wkroczył pan do płonącego domu. Jak ugasić ten pożar?
Marcin Waszczuk: - Chcę bardzo mocno zaakcentować, że w rozmowach z liderami kibiców poparłem ich 13 postulatów, przedstawionych na majowym posiedzeniu rady nadzorczej. One były trafne, a kibice szczerze i konstruktywnie zapowiedzieli, że nie oczekują, by koniecznie wszystkie zostały spełnione. Pracowalibyśmy nad nimi z upływem czasu. Z postulatami się zgadzam, ale z bojkotem - nie. Mam taką naturę, że wolę rozmawiać niż kopać się po kostkach. Namawiam i będę namawiał kibiców, by usiąść przy stole. Jeszcze nie jest za późno. Bojkot zawsze można zawiesić, odwołać, warunkować od wyników sportowych czy ciągłości finansowej.
Chcę ten wywiad potraktować jako list otwarty, adresowany do wszystkich kibiców i mojego autorytetu, Szymona Michałka. Jestem od kilku dni wiceprezesem, zajmuję się sprawami klubu, ale fotel prezesa jest pusty i czeka na Simona. Jeśli zrezygnuje całkowicie - może na nim usiąść inny przedstawiciel kibiców. Proponuję układ dwuosobowego zarządu, w którym będę wiceprezesem. Niepotrzebne mi zaszczyty. Odnawiam kontakty z kibicami, spotykam się, rozmawiam za kulisami, wysłuchuję ich uważnie, próbuję nakłonić do dialogu.
Dziwi się pan Szymonowi Michałkowi i kibicom, że tak stanowczo zareagowali na oświadczenie rady nadzorczej, zarzucając, że zawarto w nim wiele nieprawdziwych słów?
- Przepraszam Simona. Nie mogę uczynić tego w imieniu rady nadzorczej, bo nie jestem jej reprezentantem, więc czynię to jako zarząd. Simon, poczułeś się urażony. Liczę, że ponad podziałami i osobistą urazą wrócisz wraz z resztą kibiców do rozmów z klubem. Nie ma innej drogi niż współpraca kibiców, miasta i akcjonariuszy. Niedomówienia i przekłamania możemy doprecyzować. Jak choćby to, że Szymon nie obiecywał przecież 4 milionów złotych od kibiców. Oni mieli tylko pomagać w uzyskaniu miejskich środków tej wysokości z przetargu na promocję Chorzowa. Zadeklarowali przy tym 1,5 miliona z tytułu gadżetów, biletów, karnetów, swojej działalności.
Pojechałem w środę do Kamienia na sparing z Rekordem. Rozmawiałem po kolacji ze sztabem i piłkarzami. Wyartykułowali swoje zaległości finansowe, inne problemy. Ich głównym zmartwieniem było: "Jak my będziemy grać bez kibiców?". Apeluję: nie róbcie tego, Bracia Kibice! Nie bojkotujcie! Gra przy pustych trybunach w naszej ojcowiźnie, naszym chorzowskim heimacie, wpłynie na wyniki osiągane przez ten odmłodzony zespół, na którego budowę trener Łukasz Bereta ma niewiele czasu. Nie uderzajmy w samych siebie. Porozmawiajmy, znajdźmy rozwiązanie, wypracujmy z kibicami wspólne stanowisko do rozmów z akcjonariuszami.
(...)
Co to za potencjalni sponsorzy?
- Działamy na razie na trzech frontach. Pierwszy to sponsor z deklarowanym wsparciem około 500-600 tysięcy złotych. Druga firma byłaby wsparciem medycznym dla klubu. W przeliczeniu na złotówki to też pokaźne kwoty. Trzeci temat to pożyczka. Wzięlibyśmy ją na poczet kwoty 4 milionów złotych z tytułu promocji miasta. Pracujemy, by dopiąć budżet, ta pożyczka bardzo by nam w tym pomogła. Nie ukrywamy jednak, że jest ostatecznością, bo każdy taki instrument finansowy generuje dodatkowe koszty.
Zgadza się pan, że bez pomocy kibiców będzie trudno o uzyskanie 4 milionów złotych z tytułu promocji miasta?
- Jednym słowem: tak. Bez pomocy kibiców będziemy wypruwać z siebie flaki, by zrealizować umowę z miastem. Oczywiście, zrobimy ku temu wszystko, ale to będzie wiązanie końca z końcem. SIWZ tej umowy zakładała pełen udział kibiców. Wymienię choćby trzy pozycje: zapełnienie stadionu co najmniej w połowie, eleganckie i jakościowe odnowienie elewacji ścian chorzowskich kamienic z naszymi klubowymi "insygniami" czy akcje promocyjne miasta współrealizowane przez fancluby. Jeśli wszystkie FC przystąpią do bojkotu - a o tym się mówi - to siłą rzeczy żaden nie przystąpi do realizacji tego przedsięwzięcia. Zaznaczam jednak: w ten sposób możemy pogłębić regres finansowy. To działanie na szkodę klubu! Tego chyba nie chce żaden kibic.
(...)
Kiedy zostaną spłacone zaległości względem pracowników?
- Na to pytanie również odpowiem za tydzień - mając nadzieję, że będę już mógł mówić o tej sprawie w czasie przeszłym. Nie obiecuję, że zaległości będą uregulowane od razu w całości, ale chodzi o rozpoczęcie tego procesu. Rozmawiam z pracownikami, widać po nich zaangażowanie, ale i rozterki. Chcą tu pracować, przez lata zostawiali dla Ruchu serce, ale jednocześnie muszą za coś żyć, utrzymywać swoje rodziny. Mam nadzieję, że akcjonariuszom wybrzmiały moje słowa, bo ta sprawa jest jedną z najpilniejszych do zrealizowania.
Po tych kilku dniach jestem zachwycony postawą pracowników. Słyszałem wcześniej opinie, że ten klub tworzą obecnie wariaci. I to komplement! To pasjonaci Ruchu Chorzów. Imponują mi swoją wiedzą, wielkością spraw, którymi się zajmują. Gdyby nie to, że są kibicami, to już by ich tu nie było. Balansujemy na granicy ich wytrzymałości. Zaległości płacowe odbijają się na ich domowych budżetach, tego nie trzeba tłumaczyć. Jeszcze nie wszystko, ale znaczna część zadłużenia względem piłkarzy jest już spłacona.
Teraz w trybie pilnym musimy znaleźć środki, by regulować zobowiązania wobec pracowników. Ich doświadczenie, kwalifikacje, zaangażowanie, aż mnie zdumiewają - szczególnie w świetle trzech, czterech, pięciu czy sześciu zaległych pensji. Te osoby służą Ruchowi. To przepiękna postawa. Myślałem, że uzyskanie minimalnego kredytu zaufania zajmie mi dwa miesiące, ale w pierwszej godzinie mojego pobytu w klubie okazało się, że pracownicy bardzo się otworzyli. Pomagają mi, również w wymiarze nawiązywania kontaktów z kibicami, by szukać drogi kompromisu.
Kiedy spłacona zostanie 400-tysięczna rata układu z wierzycielami? Termin minął z końcem czerwca.
- Zaplanowaliśmy spotkanie, na którym będziemy procedować prolongatę spłaty. Ten termin już był prolongowany raz.
(...)
Na sformalizowanie pobytu w klubie czeka Tomasz Podgórski, którego umowa wygasła 30 czerwca. Co z kontraktowaniem zawodników?
- W środę otrzymałem pewne dyspozycje od trenera Berety, który jest tak jakby… moim przełożonym. To trener jest najważniejszy. Jeśli mamy osiągać wyniki, muszę spełniać warunki trenera. Wszyscy pracujemy dla niego i piłkarzy. Łukasz Bereta przekazał mi, że proces decyzyjny jest zbyt długi i przeszkadza mu w pracy, a my mamy mało czasu na zgrywanie zespołu. Zwróciłem się w czwartek z prośbą do trzech akcjonariuszy o uzyskanie zgody na podejmowanie decyzji o kontraktach bez oczekiwania na akceptację rady nadzorczej.
Zaproponowałem, by rada dopełniała tego post factum, czyli tak jakby odwracamy kolejność. Dlatego natychmiast podejmuję rozmowy z zawodnikami. Krótkie negocjacje, przygotowanie umów - i podpisujemy. Zawodnicy muszą już grać "legalnie". Doceniam ten krok akcjonariuszy. Pytałbym też o zdanie kibiców, ale jeśli wysunęli własną kandydaturę trenera, to oczywiste, że głos Łukasza Berety jest zobowiązujący w tym samym stopniu, co kibiców.
Jak długo w klubie pracować jeszcze będzie dyrektor sportowy Marek Mandla, który podał się do dymisji - i którego odejścia domagali się kibice?
- Pan dyrektor Mandla pracuje z nami do piątku. Jeszcze z ust prezesa Chrapka padła propozycja utworzenia rady sportowej, w której miałby być trener, kierownik zespołu, członek zarządu, przedstawiciel kibiców. Jeśli stanowisko prezesa przejmie Simon, automatycznie będzie też przedstawicielem kibiców. Ta rada przejęłaby obowiązki dyrektora sportowego. Przez swoje kontakty pracuję nad stworzeniem społecznych stanowisk, nieodpłatnych. Między innymi chodziłoby o funkcję dyrektora sportowego. Mam pomysł na dwa nazwiska, nie chcę jeszcze ich zdradzać, bo za nami dopiero wstępne rozmowy.
Muszę zapytać o sprawę, która grzeje kibiców. Wypomniano panu, że w internecie bardzo pochlebnie zrecenzował pan Akademię GKS-u Katowice.
- Powiem więcej - "zalajkowałem" tę stronę świadomie. I nie odlajkuję! Prowadzi ją mój serdeczny kolega Tomek z osiedla Witosa. Tak jak Simon robi wielkie rzeczy dla Niebieskich, tak Tomek - na rzecz młodej GieKSy. Życzę wszystkim śląskim klubom - niezależnie od tego, czy mamy sztamę, czy nie - by szły w górę. Obyśmy kiedyś mogli zagrać derby w ekstraklasie.
Tęsknię za zwycięstwami z Górnikiem, za zwycięstwami z GieKSą. Życzę dobrze śląskim klubom. Chcę minimalizować nienawiść. Generał Petelicki powtarzał, że ustawki kibiców mogą być elementem szkolenia bojowego. Te umiejętności mogą być potem wykorzystywane w wojsku. Można by rywalizować w taki sposób, ale bez nienawiści, a w sposób zorganizowany, czysty, sportowy. To powinna być jakaś liga, na zasadzie grupowego MMA. Generał Petelicki kochał kibiców. Znajdźcie na YouTube, posłuchajcie.
To właśnie od generała wzięło się moje porównanie kibiców do armii. Generał powtarzał, że gdy będzie wojna, to prócz armii w pierwszej kolejności właśnie kibice będą bronili kraju. Mamy w Polsce przepiękne oprawy meczowe, dowodzące, jak wielkimi patriotami jesteśmy; wobec ojczyzny, ale i swoich regionów. My jako Ślązacy mamy nasz śląski heimat. Stroje, godka - to najpiękniejsza kultura ze wszystkich regionalnych kultur w kraju.
Wybiera się pan w sobotę na chorzowski rynek, gdzie o 15.00 zgromadzić się mają kibice?
- Wybieram. Jeśli liderzy kibiców dopuszczą mnie do głosu, będę chciał rozmawiać - nawet i z pięcioma tysiącami osób. Albo jeśli mnie nie wywiozą na taczce… Będę apelował, by zawiesić bojkot. Do tego, aby zdecydować się przychodzić na stadion, mamy czas do 3 sierpnia. Już musimy się jednak przygotowywać do zadań, które będziemy realizować w ramach umowy na promocję miasta.
Na koniec jeszcze jedno, bez żadnej ironii: serdecznie uśmiecham się do tych wszystkich, którzy wypisują do mnie sms-y, że nam nie wierzą, że nie poradzimy sobie, że kibice i tak nie wrócą. Będę i tak zachęcał do tego, by wypracować wspólną linię porozumienia. I nie jestem żadnym złotoustym prezesem; co najwyżej kibicem. Powtarzam: będę namawiał radę nadzorczą, że dopóki Simon nie przyjmie stanowiska - albo dopóki nie uczyni tego ktokolwiek z ramienia kibiców - by fotel prezesa stał pusty. W tym czasie ja będę pracował jako zarząd 1-osobowy za swoją gażę, która wynosi pięć tysięcy złotych brutto.
źródło:
Sport