Przed chorzowskim Ruchem pojawiło się widmo trzeciego spadku z rzędu. Dwa punkty w pięciu wiosennych meczach to koszmarny wynik, którego przy Cichej nikt nie zakładał. To ostatni moment, by zacząć bić na alarm...
- W ogóle nie braliśmy czegoś takiego pod uwagę. Każde kolejne spotkanie pokazuje, jak trudne są to rozgrywki. Często cechy wolicjonalne, a czasem nawet przypadek, decydują o zwycięstwie. W Pruszkowie o wyniku zadecydował jeden strzał... Bardzo mnie boli ta porażka - wzdycha trener Marek Wleciałowski.
Kibice Niebieskich wierzyli, że oblicze drużyny odmieni doświadczony Tomasz Foszmańczyk, który wrócił do Chorzowa po trzynastu latach. W Pruszkowie się to jednak nie udało. - Tomek wszedł w trudnym momencie, kiedy zespół Znicza grał agresywnie ze skomasowaną obroną. Nie było mu łatwo, żeby swoim jednym czy drugim podaniem otworzyć naszym napastnikom drogę do bramki. Liczyłem bardziej na jego doświadczenie, ale niestety nie udało się w tej drugiej połowie wyrównać, czy pokusić o zwycięstwo - ocenił szkoleniowiec chorzowian.
Do końca sezonu pozostało osiem kolejek, w których można zdobyć 24 punkty. Ruchowi potrzebny jest jednak mocny wstrząs, bo z taką postawą trudno będzie myśleć o utrzymaniu w drugiej lidze. - Musimy się spotkać i poważnie porozmawiać. Trzeba spojrzeć sobie głębiej w oczy i po męsku potraktować rzeczywistość, która nas czeka. Widać, że trzeba czegoś więcej niż tylko gry - zaznaczył Wleciałowski.
źródło: Niebiescy.pl