- Miałem przed oczami taką wizję. Cały, wypełniony po brzegi sektor rodzinny śpiewa. Po trzech i pół roku udało się. Dzieci zachęciły swoich rodziców do dopingu, rodzice wstali z krzeseł, zrobili z nami "Szkocję" i... ciarki przeszły mi po plecach. Teraz chcę utrzymać tą frekwencję, później zwiększyć ją do 600 osób regularnie stawiających się w sektorze - mówi kibic Niebieskich
Szymon Michałek, organizator sektora rodzinnego przy Cichej, który udzielił wywiadu portalowi SportSlaski.pl. Zapraszamy do przeczytania fragmentów, zaś pod tekstem znajdziecie link do całości.
W materiale przygotowanym przez Danutę Drabik dla TVP Katowice opowiadałeś, że zaczęło się od... trójki dzieci. Trochę trudno sobie wyobrazić, że stanęliście pośrodku sektora rodzinnego i po prostu zacząłeś bębnić prowadząc doping.
Szymon Michałek: - To było dokładnie w walentynki 2015 roku. I... na początku nie miałem bębna (śmiech). Szczerze mówiąc ten start spotykał się ze sceptycyzmem. Tak jest zawsze, kiedy próbujesz zrobić coś nowego i po swojemu. Ale ja mam w sobie taki gen, który każe mi udowadniać że coś jest możliwe, kiedy wszyscy chcą mnie przekonać że wcale tak nie jest. Wychodzę z założenia, że jak bierzesz udział w wyścigu to musisz zrobić wszystko, by go wygrać. Więc hejterzy dawali mi paliwo do tego, by coraz mocniej zapierdzielać.
Na czym polegał hejt?
- Na tym, że z każdej strony słyszałem że się nie uda. Słyszałeś kiedyś przy Cichej, by sektor rodzinny śpiewał? Nie. Tam nigdy nic się nie działo. To niezależna od reszty obiektu trybuna. Więc byłem przekonywany, że to nie ma sensu, żebym próbował czego innego i gdzie indziej. "Chcesz kupować bęben? Puknij się w głowę, od razu ci go popsują!" "Skąd ty się wziąłeś? Chcesz się pewnie na tym wszystkim wybić!” Słyszałem wiele zarzutów. Poza tym najczęściej jest tak, że jak już zaczynasz coś robić, to masz dziesiątki podpowiadaczy i nikogo chętnego do pomocy.
Jak ty to robisz, że w momencie w którym ta frekwencja przy Cichej spada, na "twoim" sektorze idzie mocno w górę?
- Trzeba budować mentalność w tej grupie. Nie wolno tego robić bazując na wyniku sportowym. Mentalności 40-latka już pewnie nie zmienię, ale mogę starać się ją kształtować u dzieciaków. Mówię im, że Ruch to 14-krotny Mistrz Polski i zawsze mają być z tego dumni. Że pomagają piłkarzom, że są ważni dla tego klubu ale muszą go szanować. Pilnuję takich detali jak trzymanie szalika w odpowiednią stronę, a nie do góry nogami. I sprawdź sobie zdjęcia – wszyscy trzymają się takich zasad. Jest to też jakaś funkcja wychowawcza. Zarażam ich tym, że bez względu na wynik widzimy się na kolejnych spotkaniach. Efekt jest taki, że nawet gdy na pięknych 30-tysięcznych obiektach innych klubów frekwencja na trybunach po kilku słabych wynikach drastycznie spada, to w sektorze rodzinnym Ruchu mimo przestarzałego stadionu, kolejnych spadków i rozczarowań... rośnie.
(...)
Uważasz, że na trybunach znajdą coś wartościowego? W opinii publicznej kibic w szaliku to raczej potencjalny chuligan, a nie wartościowa jednostka. Stadion to z kolei ostatnie miejsce na jakie rodzic powinien zabrać syna lub córkę.
- Stereotypów nie zmienimy ani w tydzień, ani pewnie nawet przez 50 lat. Ale wbrew temu wszystkiemu pokazujemy, że na trybunach można po prostu fajnie spędzić czas. Z kolegami, często z rówieśnikami. Można sobie pośpiewać, ale można też wziąć udział w zabawach sprawnościowych. Nie wymagam, by taki maluch wysiedział 90 minut, oglądał mecz i zdzierał gardło od pierwszego do ostatniego gwizdka. Czego mogą się tutaj nauczyć? Prostych zasad. Porządku, funkcjonowania w dużej grupie, działania we wspólnym celu. Proste przykłady, typu ustawianie się w kolejce, cierpliwe czekanie na jakiś gadżet, wzajemny szacunek. Poza tym oni mają się tutaj czuć ważni. Zawsze im powtarzam, że hasło "Ruch to my" to nie jest banalna przyśpiewka. To naprawdę od nich zależy, jak będzie tutaj wyglądało za 10 czy 15 lat. I oni są już tego świadomi.
(...)
Próbujesz w dalszej perspektywie zmienić strukturę ligowych trybun i zostawić na nich przede wszystkim to, co da się tu znaleźć dobrego?
- Nie jestem nie wiadomo kim, by decydować o tym jak wyglądają wszystkie trybuny przy Cichej. Ale... sektor rodzinny sąsiaduje na Ruchu z sektorem gości. W momencie gdy spotykają się tu dwie drużyny ze zwaśnionymi kibicami, wielu przyjezdnych sto razy zastanowi się zanim zrealizuje jakiś głupi pomysł widząc w sąsiedztwie setki dobrze bawiących się dzieci. Jestem pragmatykiem i wiem, że nie wyeliminujemy do końca nienawiści z polskich stadionów i tego, że ludzie się biją. Oni robią to nie tylko na meczach, również w dyskotekach, w miastach i na wsiach, na ulicach i w lasach. Wszędzie. Fajnie, gdyby nie działo się to na trybunach, z czym akurat w Chorzowie i tak od lat nie ma problemu. Gdyby było tu niebezpiecznie, nie rosłaby u nas liczba najmłodszych kibiców. Tymczasem na nasz sektor przychodzą już rodzice z 2-miesięcznymi maluchami na rękach, a dwu i trzylatkowie aktywnie uczestniczą z nami w zabawach i śpiewie
(...)
Swoją akcję kierujesz do dzieci, ale tak naprawdę wykonujesz ogromną robotę na rzecz całego klubu. Nie czujesz, że trochę wyręczasz osoby, które same powinny o to wszystko zadbać?
- Udowadniamy, że Ruch Chorzów ma ogromny potencjał. To II-ligowy, przez lata źle zarządzany i targany kłopotami klub, który na boisku przegrywał niemal nieprzerwanie od dwóch lat, miał problemy ze zbudowaniem drużyny a trenerzy zmieniali się w nim – często wbrew woli kibiców – bardzo często. I na jego mecze wciąż regularnie przychodzi 4 tysiące ludzi. To wciąż frekwencja mieszcząca się w ekstraklasowej średniej, a w I i II lidze bijemy pod tym względem wszystkich poza łódzkim Widzewem. Oceniam, że potencjał jest dużo większy. Oceniam go na 30-35 tysięcy osób, które stawiłyby się na jakimś „lepszym” meczu i 6 tysięcy tych, którzy będą zawsze. Gdyby działacze zadbali o utrzymanie sprzedaży karnetów z ubiegłych sezonów, to taką średnią spokojnie byśmy zachowali. Moim zadaniem jest pokazać ludziom, że jeśli włoży się w to wszystko energię, zaangażowanie, pasję i serce, to to będzie hulało. Wielu ludzi mogłoby robić to samo co ja tylko pokutuje u nas mentalność, która każe oglądać się na wszystkich wkoło i pytać ich o zdanie. Wystarczy „zgarniać” dzieciaków, którzy w dniu meczu siedzą na murku. Powiedzieć im, że bilet będzie ich kosztował dwa złote. Oni często o tym nawet nie wiedzą! Idźmy do ich rodziców, weźmy zgodę na zabranie ich na Cichą. Małe rzeczy, którymi można budować wielkie przedsięwzięcia. Dostaję świetny przekaz od fanów, którzy mówią mi, że wracają na Cichą przez moją akcję w sektorze rodzinnym. To dla mnie ważne, bo prawdę mówiąc momentami mi się odechciewało i widząc to co działo się w klubie nie czerpałem absolutnie żadnej przyjemności z przychodzenia na mecze.
(...)
Marzysz o nowym stadionie dla Ruchu. Chcesz udowodnić, że taki obiekt jest dla kogo postawić?
- Gdyby wyciąć problemy organizacyjno-sportowe Ruch to gotowy produkt na robienie wielkich rzeczy. Problem w tym, że kręciło się ostatnimi czasy wokół niego zbyt wielu dziwnych ludzi by ten potencjał wykorzystać. Tym co robię w sektorze rodzinnym udowadniam, że małymi środkami, powtarzalnością i wielkim sercem do pracy jesteś w stanie dużo zbudować. Miałem przed oczami taką wizję. Cały, wypełniony po brzegi sektor rodzinny śpiewa. Po trzech i pół roku udało się. Dzieci zachęciły swoich rodziców do dopingu, rodzice wstali z krzeseł, zrobili z nami "Szkocję" i... ciarki przeszły mi po plecach. Teraz chcę utrzymać tą frekwencję, później zwiększyć ją do 600 osób regularnie stawiających się w sektorze. Pod koniec sezonu będzie duża impreza dla dzieci, te najbardziej zaangażowane dostaną naprawdę atrakcyjne, konkretne nagrody. Żebyś dobrze zrozumiał - nagrody nie są najważniejsze, najważniejsze dla kibica ma być chodzenie na Ruch. Tylko w warunkach w jakich dziś znalazł się ten klub czymś na trybuny młodych trzeba przyciągać. Nakręcamy akcję dalej. Na takim festynie - a nie wyobrażam sobie by on nie odbył się pod patronatem miasta - uwiarygodnimy się przed kolejnymi sponsorami. Jak będzie pogoda przyciągniemy dużo ludzi, również tych, którzy do tej pory na mecze nie chodzili. Jak masz długoterminową wizję, konsekwentnie dążysz do jej realizacji, jesteś przy tym transparentny i pokazujesz kto cię wspiera i jak to wsparcie wykorzystujesz, to musi się udać. Budujesz zaufanie ludzi do siebie i kiedy uda się to zrobić ci ludzie coraz mocniej się angażują.
źródło:
SportSlaski.pl