- Kończę z poważnym graniem. Czuję smutek, żal, ale również pewną ulgę. Każdy mi mówi, że powinienem jeszcze pograć, ale ponad 20 lat w reżimie treningowym to naprawdę dużo. Za każdym razem trzeba było spełniać nadzieje kibiców, trenerów, działaczy - mówi
Łukasz Surma, który udzielił wywiadu portalowi KatowickiSport.pl. Poniżej prezentujemy wybrane fragmenty rozmowy.
Przed meczem Ruchu z Górnikiem Łęczna chorzowski klub oficjalnie podziękuje panu za lat spędzone przy Cichej. Po degradacji miał pan sporo pretensji do działaczy. Teraz poda pan im rękę?
Łukasz Surma: - Otrzymałem zaproszenie na spotkanie i trudno, abym odmówił. Ostatni sezon był bardzo ciężki, ale mam też związanych z Ruchem wiele miłych wspomnień. W sumie grałem w klubie osiem lat. Działaczom podam rękę. Nie jestem osobą, która obraża się na kogoś na całe życie. Po spadku powiedziałem kilka gorzkich słów i je podtrzymuję. Gdy pod koniec lat 90. występowałem przy Cichej, nie było sielanki, ale i tak było lepiej niż ostatnio. W tamtym okresie graliśmy i zarabialiśmy, w tym późniejszym graliśmy i czekaliśmy, kiedy w końcu klub wyjdzie na prostą... I nie doczekaliśmy się tego. Na dodatek jeszcze nam przeszkadzano. Trudno było funkcjonować w takich warunkach.
Nie wiadomo jednak, jak przyjmą pana kibice. Niektórzy z nich uważają, że piłkarze za mało dali z siebie w walce o utrzymanie.
- Gdy odebrałem telefon z Ruchu z zaproszeniem, miałem mieszane uczucia, mając w pamięci to, jak my, piłkarze, byliśmy traktowani przez działaczy. Ale pomyślałem o kibicach, którzy przychodzili na mecze i mocno nas wspierali. Nie mam pretensji do siebie za sezon spadkowy. Niektóre mecze mi wyszły, inne nie, ale nigdy nie przeszedłem obok spotkania. Nie mam też obaw przed tym, że kiedy wyjdę na murawę, usłyszę gwizdy. Niech fani, którzy mają do mnie pretensje, spojrzą całościowo na ten sezon. Potrafiliśmy pewnie wygrać z Legią, bezdyskusyjnie z Wisłą Kraków, tworzyliśmy zespół, ale rozpad drużyny nie miał miejsca w czerwcu, tylko wcześniej, w czasie walki o utrzymanie. Zawirowania w klubie miały na to bardzo duży wpływ. Staraliśmy się, ale pewnych kwestii nie dało się przeskoczyć. Wiem, że ta degradacja bardzo mocno zabolała kibiców, ale dla mnie to też był ogromny cios. Oglądałem czwartkowe spotkanie z GKS-em Tychy, nieźle zespół wyglądał. Zatrudniono nowego trenera, z nazwiskiem. Klub się zmienia i trzymam za niego kciuki.
(...)
Przez pewien czas trenował pan gościnnie z Garbarnią Kraków, ale to już zamknięty rozdział. Interesowało się panem kilka klubów. Jakie konkretnie otrzymał pan propozycje?
- Kontaktowali się ze mną przedstawiciele Stali Mielec i Widzewa Łódź. Nie chciałem jednak wyprowadzać się z Krakowa. Gdybym otrzymał takie oferty z Górnego Śląska, wtedy możliwe, że zdecydowałbym się pograć jeszcze sezon. Na treningi i mecze Ruchu też przecież dojeżdżałem.
Czyli to już przesądzone, że kończy pan karierę?
- Tak, kończę z poważnym graniem. Czuję smutek, żal, ale również pewną ulgę. Każdy mi mówi, że powinienem jeszcze pograć, ale ponad 20 lat w reżimie treningowym to naprawdę dużo. Za każdym razem trzeba było spełniać nadzieje kibiców, trenerów, działaczy. Fizycznie czuję się bardzo dobrze, mógłbym jeszcze spokojnie występować w lidze, ale psychicznie jestem już tym zmęczony. Mam prawo powiedzieć "dość". Obecnie gram jedynie w oldbojach Wisły Kraków i to ogromna dla mnie frajda. Spotykamy się raz w tygodniu, gramy bez rozgrzewki, nikt nam nie mówi, gdzie się ustawić, jaką obrać taktykę... Czuję się jak za chłopięcych lat. Tęskniłem za tym. Brakowało mi takiego podejścia, na luzie, do futbolu. Przebrania się w strój piłkarski i ganiania za piłką.
(...)
A benefisu nie zamierza pan organizować?
- To nie dla mnie. Fajnie, że teraz mogę pożegnać się z kibicami w Chorzowie. To dla mnie zaszczyt i to mi wystarczy. Wolę, aby ludzie pamiętali mnie z boiska, jak grałem w lidze, a nie po jakimś benefisie. Przy okazji chcę podziękować mojej żonie Iwonie, że mnie wspierała, oraz moim dzieciom, że miałem dla kogo grać. Osobne podziękowania kieruję do kibiców Ruchu za to, że przez lata mogłem liczyć na ich doping, oraz do chłopakom, z którymi przy Cichej dzieliłem przez te lata szatnię. Nigdy nie zapomnę tej atmosfery, to była siła tego klubu.
źródło:
Katowicki Sport