- Faworytem derbów jest GKS, mimo że gra na wyjeździe. Chorzowianie na pewno się przed nim nie położą. To derby, więc spodziewam się, że - oklepane powiedzenie - czeka nas mecz walki, w którym zaważyć mogą indywidualne umiejętności, jeden błysk któregoś z zawodników. Stawiam, że wynik do samego końca będzie sprawą otwartą - mówi
Krzysztof Bizacki, który udzielił wywiadu portalowi KatowickiSport.pl. Prezentujemy wybrane fragmenty.
W czwartkowy wieczór serce będzie rozdarte?
Krzysztof Bizacki: - Z pewnością, nie ma co tego ukrywać. Akurat wybieram się na mecz, więc będę na Cichej. Zobaczę dwie drużyny, w których spędziłem praktycznie po pół życia. Pokibicujemy...
(...)
Zapytam przewrotnie, która z drużyn bardziej potrzebuje dziś punktów?
- Oczywiście Ruch, ale Tychy zamierzają walczyć o awans. To sprawa postawiona jasno, choć nie wszyscy chcą o tym mówić otwarcie. Jeśli jednak wymienia się latem kilkunastu zawodników, kontraktuje tyle nowych twarzy, to wymagania muszą być. Ruchowi i GKS-owi przyświecają zgoła odmienne cele. Co prawda to dopiero runda jesienna i w tabelę nie ma za bardzo co patrzeć, ale wydaje mi się, że nikogo remis tu za bardzo interesować nie będzie. Jedni i drudzy powalczą o pełną pulę.
(...)
Jak przyjął pan poniedziałkową wiadomość o zatrudnieniu w Chorzowie Juana Ramona Rochy?
- Z czasem może ten zespół zaskoczy. Gdy jednak patrzę na skład, to połowy ludzi kompletnie nie kojarzę. Maciej Urbańczyk, kilku młodszych... A reszta - to zagadki, pewnie nie tylko dla mnie. Ruchu w tym sezonie na żywo nie widziałem ani razu. Tak naprawdę - tylko w telewizji, i to raz. Będę mądrzejszy w czwartek. Przykro mi, że "Guciowi" Warzysze tak ciężko szło. Nie pomogły mu zawirowania wokół klubu. Bardzo mi żal, bo to fajny człowiek. Otwarty, chętny do pomocy. Życzę mu najlepiej, jak tylko można - teraz już w roli drugiego trenera. Coś trzeba było poruszyć. Wymagania w Chorzowie są bardzo duże, multum kibiców Ruchu zna się na piłce świetnie. W przeszłości drużynę prowadzili Czesi, Słowacy, Węgrzy, ale trenera z Ameryki Południowej jeszcze nie było. Oby ten wstrząs przyniósł pozytywny skutek.
Wierzy pan, że Ruch jeszcze kiedyś wróci do ekstraklasy?
- To jest do zrobienia. Na pewno! To klub z takimi tradycjami, tyloma kibicami, że nigdy nie upadnie. Jasno trzeba sobie powiedzieć, że w tym sezonie Niebieskim będzie bardzo trudno o utrzymanie w pierwszej lidze. No chyba, że w innych zespołach coś zimą "tąpnie". Te rozgrywki są jednak dość solidne, więc jeśli startuje się z poziomu minus pięciu punktów, w siedmiu meczach odrabia się tylko trzy z nich, sześciokrotnie przegrywając, to - patrząc z boku - nie można być optymistą. Na szczęście wokół Ruchu nie brakuje ludzi z tym optymizmem. Jestem przekonany, że za rok, może za dwa lata, ten klub stanie na nogi.
źródło:
Katowicki Sport