W ostatnim spotkaniu w Lotto Ekstraklasie Ruch zremisował z Górnikiem Łęczna. Dla gości punkt również nie miał jednak znaczenia, bo wobec wygranej Arki Gdynia także spadają z ligi.
To był mecz, na który nie wyczekiwał nikt, oprócz rywali Ruchu. Górnik wciąż miał szanse na utrzymanie - nie był jednak zależny tylko od siebie. Toczył bowiem korespondencyjny pojedynek z Arką Gdynia, która rywalizowała o punkty w Lubinie. Oczywistym było, że goście będą wyjątkowo zmotywowani i zdeterminowani, by zwyciężyć.
Choć gospodarze też mieli powód, by wywalczyć trzy punkty. Bo pomimo tego, że możliwość pozostania w Lotto Ekstraklasie przekreślił mecz w Gdyni, czekał ich mecz o honor. I początkowo to Ruch miał inicjatywę. Przeprowadził kilka akcji oskrzydlających, rozgrywał piłkę na połowie przeciwnika, a kąśliwy strzał z ponad 20 metrów oddał Bartosz Nowak. Ale tak było ledwie przez kwadrans.
Po jego upływie Górnik przeprowadził pierwszą składną akcję i… trafił do siatki. Do prostopadłej piłki doszedł Bartosz Śpiączka, wziął na plecy Michała Helika i płaskim strzałem wyprowadził swój zespół na prowadzenie.
Kilkadziesiąt sekund później Arka strzeliła gola w Lubinie, niedługo potem dołożyła kolejnego. Łęcznianie musieli więc gonić. Długo z ich starań wychodziło niewiele. Dopiero tuż przed przerwą strzał Grzegorza Bonina umiejętnie dobił Piotr Grzelczak.
W drugiej połowie początkowo było bardzo sennie. Wtedy inicjatywę przejęły trybuny. Zaczęło się od oprawy, potem odpalono race, które ostatecznie wylądowały na boisku. Mecz został dwukrotnie przerwany. Sędzia odesłał nawet zawodników do szatni na kilkanaście minut. Gdy już wrócili, arbiter techniczny zakomunikował, że przedłuża spotkanie o 23 minuty!
Po wznowieniu gry Niebiescy przeważali. Pewnie bardziej wynikało to z faktu, że zawodnicy Górnika byli pogodzeni ze spadkiem - mecz w Lubinie zdążył się zakończyć z rezultatem korzystnym dla Arki (3:1). Ruch był bliski gola kontaktowego. I wreszcie dopiął swego. Najpierw po mocnym uderzeniu Jakuba Araka poradził sobie Wojciech Małecki, ale chwilę później przy uderzeniu rezerwowego Eduardsa Visnakovsa był bezradny.
Chorzowianie poszli za ciosem. W siedemnastej (!) minucie doliczonego czasu gry efektownym uderzeniem z pola karnego, pod poprzeczkę, popisał się Michał Koj i wyrównał stan meczu. Okazało się, że był to ostatni gol Ruchu w tym sezonie i mecz zakończył się podziałem punktów.
Na pomeczowej konferencji trener Krzysztof Warzycha nie krył rozczarowania. - Żal, że drużyna spada. Sprawiliśmy zawód sobie i kibicom, którzy kochają ten klub. Postaramy się zrobić wszystko, by wrócić na należne nam miejsce - zaznaczał trener. I dodał: - Absolutnie nie żałuję tego, że podjąłem tu pracę. Chciałbym przepracować w klubie pełen okres przygotowawczy. I wtedy będziemy mogli jasno stwierdzić czy Warzycha nadaje się na trenera, czy nie.
Zapraszamy do przeczytania naszej
relacji LIVE
Ruch Chorzów 2:2 (0:2) Górnik Łęczna
Bramki: Visnakovs 90+12', Koj 90+17' - Śpiączka 16', Grzelczak 43'
Żółte kartki: Gerson, Sasin
Składy:
Ruch: Hrdlicka - Konczkowski, Grodzicki, Helik, Koj - Przybecki (90+20' Słoma), Trojak (87' Visnakovs), Urbańczyk, Nowak (53' Walski), Moneta - Arak.
Rezerwowi: Miszczuk, Cichocki, Oleksy, Pazio.
Trener: Krzysztof Warzycha
Kapitan: Rafał Grodzicki
Górnik: Małecki - Matei, Sasin, Gerson, Leandro - Bonin, Hernandez (90+11' Piesio), Atoche (90+19' Jarecki), Drewniak (86' Tymiński), Grzelczak - Śpiączka.
Rezerwowi: Prusak, Ubiparip, Askovski, Danielewicz.
Trener: Franciszek Smuda
Kapitan: Grzegorz Bonin
Sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork)
Widzów: 5962
źródło: Niebiescy.pl