Marek Zieńczuk po zakończeniu ubiegłego sezonu skończył karierę. Po cichu, bez fajerwerków, głośnego boiskowego pożegnania. Postanowił wrócić do klubu, w którym wszystko się zaczęło i skupić na szkoleniu młodych adeptów futbolu.
Pomocnik ostatnie pięć i pół roku kariery spędził w Chorzowie. - Z Ruchem zdobyliśmy wicemistrzostwo i brązowy medal. Ze względu na zawirowania w klubie, stawiam te osiągnięcia na równi z mistrzostwami w Wiśle - wspomina. - Niektórych śmieszyło, gdy mówiłem, że walczymy o mistrzostwo, a przecież w sezonie 2011/12, gdyby Wisła w ostatniej kolejce wygrała ze Śląskiem, to Ruch byłby mistrzem. To byłaby niesamowita historia, bo stawiano nas w roli kandydata do spadku. Kończył mi się wtedy kontrakt z Ruchem i bardzo chciałem wrócić do Wisły. Sam o to zabiegałem, ale nic z tego nie wyszło - mówi.
Pierwsze kroki w zawodowym futbolu stawiał w Lechii Gdańsk. Z powodu zawirowań kontraktowych długo nie mógł opuścić klubu, mimo ofert, m.in. z Poznania. Gdy miał 21 lat w końcu odszedł, do Amiki Wronki. – To była potrzeba chwili. W Lechii nie płacili chłopakom po 8 miesięcy, a zbliżały się święta... W ten sposób, po dwutygodniowych testach, trafiłem do Amiki, najpierw na wypożyczenie za 30 tys. złotych. Potem Amica szybko skorzystała z prawa pierwokupu i za 450 tys. zostałem definitywnie zawodnikiem klubu z Wronek - opowiada.
W 2004 roku przeszedł do Wisły Kraków. Pod Wawelem spędził pięć lat, zdobył trzy mistrzostwa Polski. I był blisko awansu do Ligi Mistrzów - w dwumeczu z Panathinaikosem Ateny miał kilka niezłych okazji, by przesądzić o rezultacie. - Pewnie, że śnił mi się ten mecz po nocach. W Wiśle tytuł w ekstraklasie zawsze był tylko środkiem do celu, jakim był awans do Ligi Mistrzów. Wtedy byliśmy bardzo blisko... Do teraz czujemy się skrzywdzeni decyzjami arbitra, a kto wie, jakby dziś wyglądała Wisła, gdyby udało się wtedy awansować? Wierzę, że nadal byłaby w rękach Bogusława Cupiała, a awans dałby impuls do dalszych inwestycji - twierdzi "Zieniu".
Kraków zamienił na Grecję. W 2009 roku trafił do greckiej Xanthii. Choć namawiano go do pozostania... Na zmianę decyzji było jednak zbyt późno. - Na fecie mistrzowskiej prezes Cupiał powiedział mi wtedy, żebym szybko rozwiązał kontrakt z Grekami i został w Wiśle. To było miłe, ale już nierealne. W Grecji mi nie poszło, przyplątała się kontuzja, co chwilę zmieniali się trenerzy i szybko wróciłem - zdradza.
Gdy tylko postanowił zawiesić buty na kołku, skupił się na rodzinie. Chciał zrekompensować jej ostatnie lata, gdy ciągle przebywał na obozach przygotowawczych i w końcu zrobił sobie porządne wakacje. Za to już we wrześniu rozpoczął pracę w akademii Lechii Gdańsk, gdzie został trenerem wyszkolenia technicznego. - Na razie się wdrażam, poznaję chłopaków, jednak już widzę, że będę robił to, co lubię - podkreśla.
źródło: Przegląd Sportowy / Niebiescy.pl