Nowym felietonistą serwisu internetowego Niebiescy.pl został Kuba Kurzela, urodzony i wychowany w Świętochłowicach kibic Ruchu, który od niespełna roku pełni funkcję spikera na meczach rozgrywanych przy ul. Cichej 6, a na co dzień jest DJ-em w kilkunastu śląskich klubach, w tym m.in. w katowickiej "Pomarańczy". Wspólnie postanowiliśmy, że cykl felietonów Kuby będzie się nazywał "Okiem spikera". Zapraszamy do czytania!
Okiem spikera: Cisza na Cichej
Przyznam szczerze, że mój pierwszy felieton dla Niebiescy.pl miał dotyczyć zupełnie innego tematu, ale stwierdziłem, że są rzeczy ważne i ważniejsze - na lekki i przyjemny tekst przyjdzie jeszcze czas. To, co chcę Wam przekazać w moim debiutanckim felietonie, dotyczy spotkania Ruchu z bydgoskim Zawiszą. Spotkania, które na zawsze utkwi w naszej pamięci. Oczywiście wynik 1:0, który na zakończenie rundy jesiennej pozwolił Ruchowi wskoczyć do "GRUPY MISTRZOWSKIEJ", odciśnie piętno na Nas, Niebieskich Kibicach, na kilka najbliższych dni (do meczu z Lechem), ale... Ruch jeszcze nie raz wygra i nie raz przegra, wszyscy dobrze o tym wiemy, a to co się wydarzyło we wtorek na Cichej wyryło we mnie, w nas swój ślad NA ZAWSZE!
Od niedzielnego poranka wiedziałem, że najbliższy mecz Ruchu będzie inny niż wszystkie mecze, w których jako kibic czy spiker brałem udział. Wiedziałem, że odeszła od Nas WIELKA postać i że spotkanie z Zawiszą nie będzie "tylko" meczem o sześć pkt, jak nazwał je trener Kocian. Wiedziałem, że ten stanie się oddaniem hołdu Panu Gerardowi.
Gdzie jak nie u nas? Gdzie jak nie przy Cichej? Ta myśl paraliżowała mnie bardziej, niż świadomość debiutu spikerskiego przed meczem z Lechem w poprzednim sezonie. Dlaczego? Bałem się. Najprościej w świecie się bałem, że coś może pójść nie tak. Bo przecież najdrobniejszą wpadką można zniszczyć tak ważną chwilę. Naprawdę przygotowywałem się do tego meczu bardzo skrupulatnie, konsultując wszystkie ustalenia z pracownikami klubu i z przedstawicielami kibiców. Na internetowym forum pojawiła się, jakże słuszna, idea by "minuta ciszy" była MINUTĄ ciszy. "Kuba, spróbuj dogadać to z sędzią przed meczem" - padła propozycja. Bałem się, że ze względu na czas antenowy, procedury itp. może się to nie udać. Te obawy były jednak niepotrzebne.
Przed spotkaniem z Zawiszą, jak zawsze, pojawiłem się na stadionie trzy godziny przed meczem, by udać się na odprawę z delegatem PZPN w celu ustalenia harmonogramu, dogadania szczegółów - to taka standardowa procedura. Zauważyłem jedną bardzo istotną rzecz - nie tylko ja obawiałem się o ewentualne faux pas. Wszyscy w klubie zdawali sobie sprawę z tego, w jak ważnym wydarzeniu będziemy uczestniczyć. Dlatego dogadaliśmy wszystko w najmniejszych szczegółach:
- Pełna minuta ciszy?
Sędzia się zgodził, telewizja również.
- Co ze spotami i reklamami przed meczem?
Konsternacja! Kilka szybkich telefonów i… dziś bez spotów.
- A co ze spotem głównego sponsora rozgrywek?
Sami odpowiedzieliśmy sobie na pytanie: nie ma szans, by się zgodzili. A tu niespodzianka! Pół godziny później telefon "Kuba, sponsor się zgodził. Dziś żadnych spotów". SZOK!
Poszedłem się przejść po stadionie. Będąc na trybunie dolnej, spojrzałem w górę i zobaczyłem coś, co przyprawiło mnie o ciarki... Puste miejsce przepasane szalikiem Ruchu, na którym stał zapalony znicz. Zorientowałem się, że to było ulubione miejsce Pana Gerarda, na którym zasiadał wtedy, gdy przychodził na Cichą dopingować Niebieskich. Później dowiedziałem się, że to miejsce już nigdy nie zostanie udostępnione nikomu innemu, bo należy do Pana Gerarda.
Jednak to, co na zawsze utkwi w mojej pamięci, zaczęło się 40 minut przed meczem, a skończyło około 20 minuty spotkania Ruchu z Zawiszą. Co to było?
CISZA! PRZESZYWAJĄCA, GŁUCHA CISZA!
Przyznam szczerze, że obawiałem się, czy minuta ciszy przed meczem nie zostanie zakłócona przez jakichś domorosłych znawców historii, bądź też innych buntowników, ale nic takiego nie miało miejsca (w końcu Chorzów to nie Gdańsk). Nie dość, że minuta ciszy bezpośrednio przed spotkaniem nie była 15-sekundowym odbębnieniem rytuału, tylko pełną MINUTĄ, to jeszcze przerodziła się w GODZINĘ CISZY!
Ulica Cicha przez pełną godzinę była... cicha! Nawet kibice gości nie wznosili okrzyków. Może to tylko moje wrażenie, ale gdy na piętnaście minut przed meczem zacząłem przez mikrofon przypominać karierę sportową Pana Gerarda, to wszyscy w ciszy słuchali. Wszyscy! Kibice Zawiszy również.
Przypominam sobie tylko jedną sytuację, kiedy kibice dwóch zwaśnionych zespołów potrafili solidarnie na stadionie przez godzinę "słuchać ciszy". Było to po śmierci papieża Jana Pawła II. Pamiętacie?
To świadczy o tym, jak Wielkim Człowiekiem w świecie sportu był Pan Gerard Cieślik. We wtorek wszyscy obecni na stadionie zdawali sobie sprawę, że odeszła od nas Niezwykła Osoba - Legenda.
Oto dowody:
- potężny sponsor rezygnuje ze swojego spotu (zawsze puszczany OBOWIĄZKOWO 4 razy w trakcie meczu na wszystkich stadionach Ekstraklasy),
- telewizja dopuszcza pełną minutę ciszy przed meczem (mimo czasu antenowego, procedur),
- kibice Ruchu i Zawiszy praktycznie milczą do 20 minuty meczu (mimo świadomości, że to spotkanie o sześć punktów),
- no i SZTAMY! Zawisza ma zgodę z ŁKS-em, a Ruch z Widzewem. Mimo to całe spotkanie odbywa się bez wulgaryzmów (pojedynczy przypadek został zagłuszony głośnym Geeeeeraaard - Cieeeeeślik!).
Może i dorabiam ideologię, ale nawet bramka Grzesia Kuświka w 89 minucie meczu dodaje magii temu, co wydarzyło się na Cichej. Przecież Pan Gerard powiedział : "jeśli Ruch będzie wygrywał, to nic innego do szczęścia mi nie potrzeba". I Ruch wygrał. Tak więc piłkarze również, godnie, oddali hołd najlepszemu strzelcowi w historii Ruchu Chorzów.
Na Cichej wydarzyło się coś mistycznego. Ulica Cicha 6 mistyczną ciszą pożegnała Pana Gerarda.
KUBA KURZELA
źródło: Niebiescy.pl
Przeczytaj też:
» Bogdan Kalus: Historia, legenda, stadion...
» Jan Miodek: Gerard Cieślik - wspomnienie