102. Wielkie Derby Śląska nie były meczem, na który wszyscy czekali. Niewielka ilość okazji bramkowych i wynik... Przegrana 1:2 w tak prestiżowym meczu będzie tkwić w pamięci chorzowskiej publiczności przez dłuższy czas. Na nic zdało się trafienie Kuświka, gdy Ruch oddał drugą połowę praktycznie bez walki. A wszystko to działo się na oczach Niebieskich Legend - ostatnich mistrzów Polski.
Przed 102. Wielkimi Derbami Śląska pewnikiem w wyjściowym zespole była absencja Piotra Stawarczyka. Podstawowy dotąd defensor Niebieskich złapał w Bydgoszczy już czwartą żółtą kartkę i przymusowo musiał zasiąść na trybunach. W jego miejsce Jan Kocian postawił Marcina Kusia, nominalnego bocznego obrońcę. W ataku miejsce Visnakovsa zajął Grzegorz Kuświk. Trener zabrzan, Józef Dankowski zastosował w swoim zespole tylko jedną zmianę. Miejsce Roberta Jeża, gracza, który większość Wielkich Derbów Śląska kończył z czerwoną kartką, zajął Wojciech Łuczak.
Chorzowianie od pierwszych minut pokazywali rywalom, że to dla nich najważniejszy mecz w tym sezonie. Efektem tego były aż trzy rzuty rożne w dwóch pierwszych minutach. Żadnego z nich nie udało się jednak zamienić przynajmniej na strzał. Do swojej próby doszli zabrzanie, ale Kamiński nie miał kłopotów ze złapaniem piłki. Ofensywne zapędy Górnika pozwalały zaś chorzowianom na szybkie kontry. Po jednej z nich zbyt wysoko dośrodkował Marek Zieńczuk, a kolejna centra Kowalskiego padła łupem stoperów gości. W 10 minucie serca zabiły mocniej, bo zagrożenie pod bramką stworzył Kuświk, lecz został zablokowany. Dodając do tego próbę "Zienia" z rzutu wolnego, chorzowianie wyostrzyli apetyty kibiców.
Dlatego też przewaga Ruchu udokumentowana została w 17 minucie. O tym, że warto było dziś na niego postawić przekonał sam Grzegorz Kuświk. Snajper z Cichej na raty wyprowadził swój zespół na prowadzenie. O ile jeszcze uderzenie nogą Steinbors był w stanie sparować, o tyle dobitka głową była już zabójcza. Warto wspomnieć, że doskonale swojego kolegę obsłużył Filip Starzyński, wykładając futbolówkę na tacy. Radość ożywiła kibiców obserwujących z trybun 102. WDŚ, którzy na znak protestu nie prowadzili tego dnia zorganizowanego dopingu. Bramka dała Niebieskim pozytywny zastrzyk energii - kolejne dziesięć minut gry toczyło się pod ich dyktando. Aż do pechowej 29 minuty. Zabrzanie spróbowali dwukrotnie ugryźć Niebieskich - najpierw za sprawą Madeja, a później już skutecznie po uderzeniu Łuczaka. Bohater poprzedniej akcji dośrodkował na głowę swojego kolegi, któremu wystarczyło tylko musnąć piłkę, by zmienić jej tor lotu. Bezradny Kamiński musiał wyjąć piłkę z siatki.
Morale w chorzowskiej drużynie wyraźnie spadło, bo dwie minuty później, tylko niebywałe szczęście i instynkt Kusia uratowały gospodarzy 102. WDŚ przed utratą bramki. Stoper przeciął idealną piłkę zagraną do Zachary. Swoje trzy grosze do i tak już gorącej atmosfery szlagierowego pojedynku musiał dołożyć Paweł Raczkowski. Sędzia główny zawodów najpierw odgwizdał pozycję spaloną Kowalskiego, który miał przed sobą już tylko Steinborsa, a później dodał do tego nieuznaną bramkę Kuświka, zdobytą jak najbardziej prawidłowo. Goście odpowiedzieli jeszcze okazjami Zachary i Łuczaka, lecz nie tak groźnymi, jak było to chwilę wcześniej.
Druga połowa to już zupełnie inna bajka niż pierwsza. Niebiescy sprawiali wrażenie, jakby wola walki została w szatni i liczyło się tylko utrzymanie wyniku przynoszącego punkt. - To podświadoma bojaźń o wynik - tłumaczył po spotkaniu Filip Starzyński, który w 50 minucie o mały włos nie pokonał Steinborsa. Z każdą minutą chorzowianie gaśli, oddając inicjatywę rywalom, a wywalczony czas przy piłce zaczął się kurczyć z ponad 60% w pierwszej połowie. Zabrzanie coraz częściej przenosili ciężar gry na połowę Ruchu, który często zamknięty na 30 metrze nie miał pomysłu na kontry.
Bezradność, jaką prezentowali chorzowianie nie były w stanie naprawić zmiany przeprowadzone przez Jana Kociana. Visnakovs i Tanczyk mieli przynajmniej pobudzić ofensywne linie i dać drugie zwycięstwo trzeciej sile ekstraklasy. O ile Tanczyk miał więcej czasu na pokazanie swych możliwości, o tyle Visnakovs miał tylko dziesięć minut, jak się później okazało - fatalnych dziesięć minut. Przewaga, jaką stworzyli sobie goście doprowadziła do sytuacji z 87 minuty. Po rzucie rożnym piłka zagrana na aferę w pole karne padła łupem Madeja, który wślizgiem wepchnął ją do siatki, uprzedzając przy tym Kamińskiego i Starzyńskiego. Zawodnik Górnika wiedział, że ta bramka usadowiła jego zespół w fotelu lidera T-Mobile Ekstraklasy, a dla Ruchu była kubłem zimnej wody. Trudno się dziwić reakcji kibiców, którzy po zakończeniu spotkania dali wyraz solidarności jedynie z Janem Kocianem, a piłkarzy pożegnali solidnymi gwizdami. To był mecz, który miał obudzić Niebieskich, dać siłę i odesłać w zapomnienie niepowodzenia, a zostawił po sobie jedynie niesmak i złość.
Zapraszamy do przeczytania naszej
relacji LIVE
Ruch Chorzów 1:2 (1:1) Górnik Zabrze
Bramki: Kuświk 17' - Łuczak 29', Madej 87'
Żółte kartki: Kuś, Babiarz - Sobolewski
Składy:
Ruch: Kamiński - Konczkowski, Malinowski, Kuś, Dziwniel - Kowalski (77' Tanczyk), Surma, Babiarz, Starzyński, Zieńczuk - Kuświk (84' Visnakovs).
Rezerwowi: Lech, Helik, Szyndrowski, Chovanec, Szewczyk.
Trener: Jan Kocian
Kapitan: Marcin Malinowski
Górnik: Steinbors - Sadzawicki, Szeweluchin, Gancarczyk - Gergel, Danch, Sobolewski, Madej (90' Gwaze), Łuczak (85' Jeż), Kosznik - Zachara (63' Plizga).
Rezerwowi: Kuchta, Słodowy, Mańka, Małkowski.
Trener: Józef Dankowski
Kapitan: Adam Danch
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa)
Widzów: 8743 (mecz bez udziału kibiców gości)
źródło: Niebiescy.pl