Puszystego, śnieżnobiałego figla spłatała piłkarzom Ruchu Chorzów i Zagłębia Lubin zimowa marcowa aura. Lepiej w niespodziewanej zawierusze odnaleźli się lubinianie, wbijając gospodarzom dwa gole.
Około kwadrans przed rozpoczęciem spotkania, gdy trybuny jeszcze się zapełniały, fani "Niebieskich" zaintonowali na swoim stadionie pierwszą pieśń po dokładnie trzech miesiącach (6 grudnia na Cichej gościła Wisła Kraków). I żaden z chorzowskich graczy nie mógł mieć wątpliwości, że piłkarską wiosnę czas zacząć na dobre - wszak poprzedni mecz w Gdyni toczyli przy pustych trybunach i w dodatku na sztucznej murawie.
Lecz jak się okazało zwrot "wiosna" był wyjątkowo ironiczny. Po kilkunastu minutach gry, gdy na boisku zarysowywała się lekka przewaga gospodarzy, z nieba sypnęło śniegiem. Arbiter czym prędzej nakazał wyciągnąć z magazynu pomarańczowe piłki, bo widoczność stała się mocno ograniczona. Ale to było dopiero preludium zimowego szaleństwa.
Na murawie trwała zacięta walka, lecz jej owoce były marne. Dwukrotnie, bardzo groźnie z okolic 20 metra uderzał Grzegorz Baran. Jedna z jego petard spowodowała, że Bojan Isailović wyciągnął się jak długi i wybijając piłkę niemal zanotował salto. Zagłębie odpowiedziało akcją Mouhamadou Traore, który wymanewrował Krzysztofa Pilarza przy linii końcowej, wycofał piłkę do Adriana Błąda, ale ten popełnił ogromny... błąd i przestrzelił stojąc przed pustą bramką.
Pierwsza połowa zakończyła się brzemiennym w skutki starciem Andrzeja Niedzielana z Łukaszem Hanzelem. Zawodnicy zderzyli się głowami - Hanzel tylko otrzepał się i wstał o własnych siłach, zaś zdecydowanie gorzej odczuł to "Wtorek". Snajper opuścił boisko w asyście. Gdy lekarze tylko na chwilę przestali go podtrzymywać, omal nie upadł, sprawiając wrażenie boksera po bardzo ciężkim nokaucie. Chwilę potem karetka odwiozła go do szpitala na obserwację - podejrzewa się złamanie kości policzkowej i wstrząśnienie mózgu.
Po zmianie stron na dobre rozhulała się śnieżyca. - Momentami gdy podawałem piłkę na drugą stronę, to nie widziałem kto ją przyjął - relacjonował Wojciech Grzyb.
Chorzowianie popełnili kilka fatalnych błędów, a dwa z nich spowodowały stratę punktów. Trzy minuty po wejściu na boisko jeszcze nie rozgrzany dostatnio Ilijan Micanski przejął futbolówkę po błędzie Krzysztofa Nykiela i z łatwością pokonał Pilarza. 20 minut później, po interwencji porządkowych z łopatami i pługu śnieżnego Bułgar znów uderzył, tym razem po doskonałym podaniu od Mateusza Bartczaka. - Przy normalnych warunkach pewnie aż tylu błędów byśmy nie popełnili - szukał usprawiedliwienia Sadlok. Szkoleniowiec lubinian, Marek Bajor doskonale zdawał sobie z tego sprawę: - Strzeliliśmy pierwszego gola w najlepszym do tego momencie, kiedy warunki były jeszcze naprawdę dobre. Potem tylko skutecznie wybijaliśmy rywala w rytmu. Jego vis a vis dodał: - Straciliśmy bramkę w momencie, kiedy wszystko wydawało się pod kontrolą. Obrona? Popełniliśmy przerażającą ilość prostych błędów, także indywidualnych.
Zapraszamy do przeczytania naszej
relacji LIVE
Ruch Chorzów 0:2 (0:0) Zagłębie Lubin
Bramki: Micanski 64', Micanski 84'
Żółte kartki: Nykiel - Hanzel, Kędziora
Ruch: Pilarz - Grzyb, Grodzicki, Sadlok, Nykiel - Zając, Baran, Straka (83' Scherfchen), Janoszka (72' Stefański) - Sobiech, Niedzielan (46' Piech).
Rezerwowi: Perdijić, Stawarczyk, Pulkowski, Jakubowski.
Zagłębie: Isailović - Grzegorz Bartczak, Stasiak, Reina, Costa - Hanzel, Mateusz Bartczak, Ekwueme - Pawłowski (71' Kędziora), Traore, Błąd (61' Micanski).
Rezerwowi: Ptak, Dinis, Dąbrowski, Rymaniak, Woźniak.
Sędzia: Hubert Siejewicz (Białystok)
Widzów: 8.500 (w tym około 600 kibiców Zagłębia)
źródło: Niebiescy.pl