2 maja to już od kilku lat data zarezerwowana w kalendarzu na finał Pucharu Polski, który z wyjątkiem pandemicznej przerwy, odbywa się na Stadionie Narodowym w Warszawie. Nie inaczej było również w tym roku, gdzie praktycznie do samego końca byliśmy w grze o finał, jednak jak to się skończyło wszyscy doskonale wiemy i z wielkim żalem musieliśmy się obejść smakiem. Ostatecznie finałową parę utworzyły zespoły Legii i Pogoni, a dzięki bardzo dobrym relacjom nawiązanym niedawno z kibicami ze Szczecina dostaliśmy zaproszenie na wspólny wyjazd do stolicy. Przypomnijmy, że przed rokiem również nie zabrakło nas na finałowym spotkaniu, tyle że na sektorach krakowskiej Wisły.
» Kibicowska relacja z finału Pucharu Polski Pogoń - Wisła
Na to spotkanie wybraliśmy się 2 autokarami i kilkoma samochodami w sile
170 osób. Zbiórkę zaplanowano na Cichej na godzinę 8:30, gdzie kilka minut przed 9 dojechał jeszcze autokar Wisły i razem ruszamy w kierunku stolicy. Po drodze na jednym z postojów dołączają jeszcze Widzewiacy (70 osób) oraz kibice KKS-u Kalisz (40) i w takim składzie wspólnie docieramy pod Stadion Narodowy. Tam już ciągną duże tłumy kibiców ze Szczecina, którzy pociągami specjalnymi docierali na dworzec Warszawa Stadion. My, wszyscy ubrani w jednakowe niebieskie koszulki z dużą eRką z przodu, razem z naszymi zgodami podchodzimy pod stadion i dołączamy do kibiców Pogoni. Stopniowo wchodzimy na obiekt, gdzie czeka nas niemiła niespodzianka, gdyż praktycznie każdy kibic Ruchu ubrany w niebieską koszulkę "zapraszany" był na szczegółową kontrolę osobistą przez warszawskie psy. Wyglądało to tak, jak znane nam jest ze stadionu Legii: zaglądanie do butów, spodenek, krojenie kominów itd. Na szczęście tym razem całej naszej ekipie udało się zameldować na stadionie w całości.
Po wejściu na trybuny wrażenie robi przede wszystkim liczba kibiców ze Szczecina, których jest zdecydowanie więcej niż przed rokiem i wizualnie wypełniają praktycznie połowę stadionu. Dodatkowo kibice na górnej trybunie ubrani są w jednolite granatowe koszulki, na dole bordowe, a na sektorach bocznych żółte, co daje zajebisty efekt i doskonale wyznacza wizualną granicę pomiędzy ubranymi na biało kibicami Legii. Śmiechu warte pozostają tzw. sektory buforowe pomiędzy trybunami za bramkami a prostymi, które zupełnie zbędnie oddzielały kibiców Pogoni od... innych kibiców Pogoni (podobnie z warszawiakami) ograniczając niepotrzebnie frekwencję na tym hitowym spotkaniu.
Przed pierwszym gwizdkiem tradycyjnie odegrany został hymn państwowy, a kibice Pogoni zaprezentowali kartoniadę z oldschoolowym buldogiem, która wyszła bardzo dobrze. My jako Ruch zasiedliśmy na dolnej trybunie po prawej stronie wraz z flagą "PF". Legia z problemami na bramie i awanturą z psami, przez długi czas pozostaje bez dopingu.
Na boisku z kolei prowadzenie Legii, potem nieuznany gol warszawiaków i obroniony karny przez bramkarza Pogoni. W końcu z konkretnym dopingiem ruszają również "Legioniści", prezentując do tego flagowisko, które tworzy napis "LEGIA". W końcówce "Portowcy" wyrównują i do przerwy remis 1-1.
Druga odsłona to zarówno znakomite widowisko na boisku, gdzie pada jeszcze 5 bramek, jak i na trybunach, gdzie obie strony zaprezentowały efektowne oprawy. "Portowcy" pokazali duży transparent z hasłem "Wielka Pogoń", sektorowkę z dużym herbem w koronie z szarfą "Ave MKS" w asyście złotych folii, do których odpalonych zostało w kilku ratach 350 rac.
"Legioniści" z kolei wielką na dwie trybuny sektorowką wycinaną po obrysie z kościotrupem wyciągającym ręce po puchar, uzupełnioną czerwonymi i zielonymi foliami po obu stronach górnej trybuny, do których odpalone zostały czerwone i zielone race.
Na boisku niestety Legia okazała się o jedną bramkę lepsza i wygrała 4-3. My na stadionie zostajemy jeszcze do godziny 19, a następnie w bardzo wolnym tempie udajemy się na parking, gdzie były zaparkowane nasze autokary i chwilę przed 20 ruszamy w drogę powrotną. Po drodze zaliczamy jeszcze jeden postój i w Chorzowie meldujemy się koło północy.
Podsumowując, spotkanie z trybun oglądało 51233 widzów. Oprócz wymienionych wyżej ekip na sektorach Pogoni obecni jeszcze kibice Kotwicy Kołobrzeg (70) i Feyenoordu Rotterdam. Co się tyczy frekwencji, to wydaje się, że stadion był podzielony równo po połowie, co oznacza dużo lepszą liczbę "Portowców" niż rok temu. Co do dopingu, to porównując finały z tym sprzed roku, to wydaje mi się że ciut głośniej było przed rokiem na sektorach Wisły, ale być może jest to spowodowane tym, że tam staliśmy pośrodku trybuny a tu jednak na jej skraju. Niestety Pogoń ciągle goniła wynik (dwubramkową stratę) i brakowało trochę tego bodźca sportowego, który przy takiej liczbie kibiców "pociągnąłby" odpowiednio ten doping. Na pewno z zazdrością spoglądaliśmy na "Portowców", którzy drugi rok z rzędu uczestniczyli w tak zacnym wydarzeniu, jakim jest finał Pucharu Polski. Obyśmy kiedyś doczekali z naszym ukochanym Ruchem takiej mobilizacji i niebieskiej inwazji na stolicę. Kibicom Pogoni dziękujemy za wszystko i do zobaczenia następnym razem!
źródło: Niebiescy.pl